Ordo Templi Orientis, Thelema

Archiwizuj!

29 października 2021

Tekst Archiwizuj! ukazał się w magazynie “Neszer” (nr 31, wrzesień 2021). W prezentowanej tu nieco przeredagowanej wersji usunąłem nawiązania do inicjacji O.T.O.

 

I

Od kilku miesięcy intensywnie pracuję z opublikowaną w 1917 roku konstytucją O.T.O. Theodora Reussa. Co to dokładnie znaczy? Cóż, biorę na „tapetę” poszczególne artykuły, zapoznaję się z ich treścią, odnoszę do moich doświadczeń inicjacyjnych, a następnie próbuję skorelować z osobistym życiem.

Wprawdzie część zapisów tego dokumentu jest już nieaktualna, ale nie zmienia to faktu, że stanowi on bardzo ciekawe źródło medytacji. Najbardziej oczywisty jest dzisiejszy brak związków O.T.O. z wolnomularstwem, niemniej jednak nadal możemy medytować nad znaczeniem konkretnych technicznych terminów i zastanowić się, jak je praktycznie wykorzystać.

Weźmy na przykład trzy stopnie cechu masońskiego, które w synopsisie Reussa korespondują z trzecim stopniem O.T.O. Co w kontekście tego stopnia oznacza być uczniem, czeladnikiem i mistrzem? Jak na tym poziomie możemy rozwinąć cechy i aspiracje kryjące się za tymi słowami? Wreszcie, jak możemy skorelować te trzy stopnie z trójdzielnym siódmym szczeblem O.T.O., na co wyraźnie wskazuje ów synopsis? Jakie znaczenie mają symbole kwadratu, trójkąta, krzyża równobocznego i tau, które przypisano stopniom III-VI? Tego typu kwestie dają nam olbrzymie pole do konstruktywnych rozważań i do tworzenia sieci powiązań pomiędzy ideami.

Tuż przed tym, jak zabrałem się do komponowania wstępu do tego numeru „Neszera”, medytowałem nad punktem pierwszym artykułu dziewiątego: „[Przywódca O.T.O.] jest kustoszem archiwum i biblioteki O.T.O.”. Zdanie to wydaje się tak oczywiste, że nie inspiruje do pogłębionej analizy. Ale to tylko pozory.

Pytania, jakie się tu nasuwają, są bowiem następujące: po co w ogóle mieć archiwum i bibliotekę oraz co mają zawierać?

Wielokrotnie pisałem, że w moim przekonaniu O.T.O. jest nie tylko zakonem inicjującym, ale także kulturotwórczym. A żeby tworzyć kulturę wysoką, potrzebujemy informacji umożliwiających nam refleksję nad tradycją, z której się wywodzimy. Zdolność do refleksji jest tu czymś absolutnie witalnym. Weźmy na przykład paradygmatykę eoniczną – zrozumienie, czym jest eon Horusa będzie możliwe jedynie dzięki historiozoficznej refleksji nad tym, czym były eony Izydy i Ozyrysa. Wszystko wydaje się ze sobą przeplatać, albowiem natura nie znosi próżni. Refleksja jest zatem zdolnością do odtwarzania przyczynowo skutkowego łańcucha zdarzeń, prowadzących wprost do Źródła; jest umiejętnością czerpania z niego wiedzy i wykorzystywania jej celem kreowania przyszłości.

Zrozumienie konstytucyjnego synopsisu stopni O.T.O. jest możliwe jedynie dzięki znajomości literatury poświęconej tradycji wolnomularskiej i różokrzyżowej. Z pewnością archiwum i biblioteka, nad którymi kuratelę sprawuje przywódca zakonu, zawierają wszystkie niezbędne do naszych studiów tytuły. Ale książki znajdują się dość daleko – w USA. A ponadto, jak brat Kowalski czy siostra Kowalska mogą je zobaczyć? Jak aplikować o wizytę w archiwach zakonu?

Nie musimy tego robić. Wystarczy zadbać o własne zbiory. Oczywiście dziś większość materiału można znaleźć w sieci. Ale archiwum i biblioteka to coś więcej aniżeli zbiór PDFów. Fizyczny materiał w dobrym archiwum dostarczy badaczowi znacznie więcej niż zwykłe informacje, które można przedstawić w zerojedynkowym kodzie. I wcale nie chodzi mi tu o zapach i wygląd woluminu – wszystkie te cechy fetyszu, którymi pasjonują się tacy książkowi esteci i bibliofile jak ja. Mówię o czymś znacznie ważniejszym: o żywej tradycji, która jako jedyna stanowi świadectwo naszej kulturotwórczej misji i jako jedyna stanowi dowód naszej skuteczności w magiji i propagowaniu Prawa thelemy.

Podam przykład. Jakiś czas temu miałem przyjemność poznać jednego z ledwie kilku jeszcze żyjących członków szwajcarskiego odłamu O.T.O., o którym piszę tutaj. Był on pod tak dużym wrażeniem rozwoju polskiej sekcji, że w podzięce za wykonaną pracę podarował mi dużą ilość materiałów zgromadzonych w szwajcarskich archiwach. Część z nich należała do Henriego Clemensa Birvena (1883–1969), niemieckiego intelektualisty, ezoterycznego pisarza, znajomego Gustava Meyrinka i Aleistera Crowleya.

Pierwsze zadanie badacza tajemnic i archiwisty polega na zdobyciu jak największej ilości danych na temat osoby, której nazwisko widnieje na książce – bez względu na to, czy jest to autor, czy mamy do czynienia z podpisem właściciela danego egzemplarza. Kim był ów człowiek? Jaką ma osobistą historię do przekazania? Co nas łączy? Jak zainteresował się thelemą i jaką rolę w niej odegrał? Czego mogę się od niego nauczyć?

By w pełni zrozumieć o co mi chodzi, pomyśl o tym w pierwszej osobie. Wyobraź sobie, że jakiś badacz natrafia na twoje archiwum wiele lat po twojej śmierci. Czy na jego podstawie może wyczytać, kim byłeś? Jaką osobistą historię miałeś do przekazania? Jaką rolę odegrałeś w thelemie? Czego od ciebie mogą nauczyć się przyszłe pokolenia?

Współpraca Birvena i Crowleya nie ułożyła się najlepiej, a odkrycie ich listów oraz analiza powodów, dla których się nie dogadali, jak zwykle okazały się wspaniałą badawczą przygodą i kopalnią wiedzy na temat ludzi i thelemy.

Ciąg zdarzeń: założenie O.T.O. w Szwajcarii przez ludzi takich, jak ty i ja – publikowanie przez nich pism – zainteresowania thelemą Birvena – poznanie przeze mnie członka szwajcarskiego O.T.O. – książki z kolekcji Birvena w Polsce… to wszystko ukazuje precyzyjnie, co chcę przekazać. Oto od blisko stu lat thelemici w Niemczech, Szwajcarii i Polsce pracują nad tym samym Wielkim Dziełem i przekazują wiedzę z pokolenia na pokolenie. Dają świadectwo swojego zaangażowania tak w uczynku, jak i w słowie. Żywotny inicjacyjny łańcuch transmisji dokonał się poprzez talizman, który przyjął formę książki. Tego doświadczenia nie zastąpi żaden PDF.

Myli się jednak ten, kto stawia znak równości pomiędzy kolekcjonerem książek i kustoszem archiwum. Kolekcja może jedynie stać na półkach, kurzyć się i służyć za ozdobę za szklaną gablotą. A zebranych książek nawet nie musimy czytać. Tymczasem w przypadku archiwum z zebranymi materiałami tworzymy dynamiczne relacje. Archiwum żyje i opowiada historię dziejów. Nosi ślady użytkowania – notatki na marginesach sporządzone przez poprzednich właścicieli dokumentów, zagięte kartki papieru, efemery wciśnięte pomiędzy strony książki – wszystko ma swoją osobistą historię.

Dobry kustosz organizuje materiał i służy jako przewodnik dla tych, którzy pragną wejść do labiryntu przeszłości. A dobrze zorganizowane archiwum to niewysychające źródło inspiracji, także do pisania artykułów do „Neszera”.

Muszę tu przy okazji wyznać, że w tym labiryncie wyczuć można wiele intrygujących wibracji. Jest w nim komunikacja umysł-umysł i sporo telepatii, także międzypokoleniowej. Wszak poprzednicy zostawili nam specyficzne znaki i symbole, a naszym zadaniem jest je odkodować i wyczytać zawarty w nich przekaz. To dzięki temu stajemy się pełnoprawnymi dziedzicami ich spuścizny.

Spoglądamy w przeszłość, aby lepiej poznać teraźniejszość i stworzyć piękniejszą przyszłość. Z tego aksjomatu korzysta nie tylko tradycja misteryjna, ale i psychoterapia. A im zasobniejsze archiwa, tym bogatsze historie opowiada.

II

Kilka dni temu otrzymałem przesyłkę z amerykańskiego antykwariatu z kolejną pozycją do mojego archiwum. I ta książka należała do arcyciekawej osoby, poety inspirującego się thelemą, ale ten wątek pozwolę sobie zostawić na inną okazję. Książka zapakowana była dodatkowo w płócienną ekologiczną siatkę z napisem: Archive and Survive („Zarchiwizuj i przeżyj”).

Zwolennicy cyfryzacji muszą liczyć się z tym, że pierwszy poważny światowy kryzys sprawi, iż strategicznymi celami ataków stanie się oprogramowanie i internet. W wymiarze ekonomicznym już nimi są. Ciągła potrzeba aktualizacji oprogramowania, krótkotrwała żywotność urządzeń, to ledwie przykłady tego, jak rynek próbuje uzależnić od siebie klientów.

Podzielę się tu – jakżeby inaczej – historyczną refleksją. Dobrze pamiętam 3,5-calowe dyskietki, na których zapisywałem sporo danych. Ale spróbujcie je odtworzyć w dobie dzisiejszej technologii! Przyznam, że przez nieuwagę przepadło mi sporo ciekawych, zarchiwizowanych rzeczy i sporo własnej pracy. Niektóre jej fragmenty odtworzyłem tylko dlatego, że leżały w szafie fizycznie wydrukowane na papierze. Kto wie, czy za kilka lat nie będziemy mogli otworzyć PDFów? Jasne, archiwizujmy cyfrowo, ale nie zapominajmy o materiałach fizycznych – tylko one mają szansę stać się ważnymi artefaktami dla przyszłych badaczy. Tylko one mają talizmaniczną naturę.

Magiczne archiwum nie jest zwykłym źródłem informacji – odpowiednio tworzone staje się opowieścią o historii i tradycji, które niczym wężowe OD i OB powinny przeplatać się wokół rdzenia naszej inicjacji. Bez archiwum nie ma ani kultury, ani refleksji, ani bogactwa znaczeń.

Z powyższych rozważań wynika, że archiwum O.T.O. to nie tylko jakiś scentralizowany budynek, nad którym nieustannie czuwa nigdy niezamykające się oko mistycznego przywódcy zakonu. Pojęcie to możemy znacznie rozszerzyć i stwierdzić, że archiwum O.T.O. tworzy każda siostra i każdy brat, że jest to nieformalna sieć synaps lub neurohomów odpowiedzialnych za przekazywanie inicjacyjnego nurtu 93.

Osobiście wyedukowałem się korzystając z archiwów innych członków. Odwiedzałem je (i ich!) w USA, Kanadzie, Australii, Norwegii, Niemczech, Szwajcarii, Anglii, Chorwacji i kilku innych krajach. To one rozwijały we mnie świadomość magicznej tradycji, którą z dumą reprezentuję. To one urabiały mój zmysł estetyki i obdarzały niezbędnym know how. Bez tych doświadczeń byłbym o wiele uboższy. Doszło do mnie również to, że odpowiedzialność za kolejne pokolenia nakazuje mi tworzyć bogate archiwum własne.

Kiedy szukałem informacji o relacjach Birvena z Crowleyem, w archiwach O.T.O. natrafiłem na list, który ten drugi napisał 10 maja 1930 roku do Karla Germera:

Istota najwyższej inicjacji polega na pozbyciu się osobistego punktu widzenia, ponieważ psuje on całą dobrą pracę. […] Przyleganie do pracy życia nie jest dobrym pomysłem – jak długo pozostaje pracą życia, tak umrze wraz z człowiekiem. Co nie umiera, to esencjonalna zasada pracy, która sączy się przez pokolenia, poddaje się stałym modyfikacjom i odnowieniu, aby wreszcie stać się  częścią podświadomości gatunku.

Kłopot z krytykami – a moje najgorsze przewinienie polega na tym, że jestem dżentelmenem i jadam normalnie w [restauracji] Peltzera – leży w tym, że nie mogą przeniknąć mojego umysłu. Nie widzą we mnie prostoty, lecz jedynie ornamenty.

Na uwagę w tym cytacie zasługuje każde słowo – głębia przekazu odnosi się bezpośrednio do misteriów O.T.O. Natomiast w kontekście niniejszych rozmyślań chciałbym zauważyć, że archiwum zachowuje właśnie to: „esencjonalną zasadę pracy”. Badacze mają możliwość przyjrzeć się jej teoretycznie, a następnie przedstawić ją w różnych kontekstach odbiorcom. Ci zaś eksperymentują z nią praktycznie i modyfikują zgodnie z potrzebami oraz uwarunkowaniami otaczającego ich świata.

Sprawny organizator archiwum i jego dobry kustosz ma naturę poszukiwacza. Stale pyta i stale szuka. Myślę, że to bardzo thelemiczna natura.

Wśród zaprzyjaźnionych archiwistów krąży dowcip:

– Co wpierw robi thelemita, kiedy odwiedza innego thelemitę?

– Sprawdza zawartość jego biblioteki.