Thelema

Kim jest współczesny mag? Słów kilka o geniuszu i ostatnim człowieku

29 października 2022

 

Co jest szczęściem? – Uczucie, że moc rośnie, że przezwycięża się opór.
– Fryderyk Nietzsche

 

Inwokuj psotne duchy

Mój niemiecki przyjaciel, David, biskup w pewnej tradycji gnostyckiej, niedawno zauważył:

To częsta obserwacja: 99% okultystów nazywających siebie „bogiem”, chełpiących się „boskim pochodzeniem” i ogłaszającym światu o swej „nadludzkiej boskości” to w rzeczywistości najbardziej ekstremalna wersja „mrugającego oczyma ostatniego człowieka” Nietzschego. Przywodzą na myśl złamanych ludzi na spotkaniu odwykowym lub w szpitalu psychiatrycznym, a nie duchową awangardę Nowej Epoki.

I jakkolwiek myślę, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent to przesada, tak postawiona w ten sposób mocna teza, zmusiła mnie do refleksji.

„Ostatni człowiek” pojawia się w dziele Tako rzecze Zaratustra. To uosobienie przeciętnej, wyzbytej ambicji i „radykalnych” celów jednostki. Taki człowiek nie odczuwa pragnienia, aby przekraczać siebie, nie chce stawać się kimś więcej, niż jest. Jest zadowolony z okruchów rzucanych przez codzienność. Jest wygodnicki, konformistyczny, apatyczny, niezdolny do podjęcia ryzyka. Ucieleśnia antytezę woli mocy, która według Nietzschego stanowi główną siłę napędową jakiegokolwiek rozwoju.

Nie ma wątpliwości, że wola mocy stanowi kwintesencję thelemy. Wystarczy rzucić okiem na niektóre wersety Księgi Prawa i pisma Proroka. Sądzę również, że cel rozwoju thelemity stanowi Nadczłowiek Nietzschego – wszak nasz system nawołuje do ciągłej ekspansji i przekraczania swoich ograniczeń.

Jakże ciekawie brzmią w tym świetle słowa z Księgi Prawa II:25: „Jesteście przeciwko ludziom. O moi wybrańcy!”

Crowley komentuje ten werset w Starym Komentarzu następująco:

Potępienie obłudnej demokracji. Nie ma sensu udawać, że ludzie są równi – przeczą temu fakty. Nie zamierzamy tępo trwać w zadowoleniu niczym woły w szarej masie gawiedzi.

Natomiast w Nowym Komentarzu pisze:

A głębiej werset ten odnosi się do procesu osobistej inicjacji. „Ludzie” to wielogłowy i zmienny motłoch, który roi się w slumsach naszych umysłów. Większość ludzi jest prawie całkowicie zdana na łaskę głośnych i gwałtownych emocji. Tacy ludzie nie mają w sobie dyscypliny ani organizacji. Poddają się nastrojom chwili. Brak im celu, dalekowzroczności i inteligencji. Kierują nimi ignoranckie i irracjonalne instynkty, z których wiele można zrównać z samobójczą głupotą, zagrażającą samemu prawu przetrwania. Idea moralna, którą nazywamy „ludźmi”, jest naturalnym wrogiem dobrego zarządzania. Ten, kto został „wybrany” przez Hadita do królewskiego stanu, jeśli ma prowadzić jakąkolwiek spójną politykę, musi w konsekwencji wystąpić „przeciwko ludziom”.

Wreszcie, Mistrz Therion odnosi się do postawy Nietzschego w Liber alef, kiedy nakłania do tego, aby żyć po nietzscheańsku – niebezpiecznie – i w swych wyborach kierować się śmiałością (zob. rozdział 45, „De virtute audendi”).

Jak głosi Zaratustra:

Powietrze rzadkie i czyste, niebezpieczeństwo bliskie i duch pełen radosnej złośliwości: to godzi się dobrze jedno z drugim.

Chcę mieć psotne duchy wokół siebie, gdyż odważny jestem. Odwaga, co upiory wystrasza, sama psotne duchy sobie stwarza,— odwaga śmiać się chce.

 

Być czy działać?

W tym kontekście bardzo ciekawie brzmią słowa Margaret Thatcher: „Niegdyś najważniejsze było próbować coś robić, teraz próbuje się kimś być”. Sądzę, że dialektyka prezentowana w tej smutnej konstatacji, pozwala nam lepiej rozpoznać „ostatniego człowieka”. I co ciekawe, zarówno dla Nietzschego, jak i dla Crowleya, szczęście nie jest trwałym stanem bytu, lecz jest wynikiem „robienia” – to owoc ciężkiej pracy.

W dobie mediów społecznościowych bardzo łatwo stworzyć sobie wymarzoną personę. Wystarczy przyjąć magiczne motto, wkleić odpowiednio klimatyczne zdjęcie oraz ogłosić wszem i wobec o swych okultystycznych zainteresowaniach i promować „duchowy” styl życia.

Sęk w tym, że za maską bardzo często kryje się zupełnie inny człowiek: nie geniusz, ale „ostatni człowiek”. Brak mu śmiałości, odwagi, aby dać się opętać geniuszowi. Wróżenie z tarota, nadwrażliwość na energie kryształów, seanse spirytystyczne, tantryczne masaże, rytuały chroniące przed negatywnymi wibracjami i inne tego typu „duchowe” praktyki to kolejne warstwy, które odgradzają taką osobę od swej prawdziwej jaźni i blokują możliwość doświadczenia inicjacji, której celem jest rozbicie w pył masek persony.

Crowley pisze w eseju Rozbudzony entuzjazm:

Ludzie, przeciętni ludzie, zawsze odczuwają paniczny strach, gdy zacznie płonąć w nich geniusz. Zawsze mylą go z szaleństwem, chyba że usprawiedliwi się on efektami swych działań. Ale często tak się nie dzieje. O ile geniusz nie będzie wspierany tysiącem cnót, jest prawdziwym szaleństwem. Dlaczego? Ponieważ można łatwo go udaremnić. Ma on nawet tendencję do samo udaremnienia. Jest tak absolutny w czystości swojej prawdy i logiki, że wydaje się, iż w relatywnym świecie kompromisów nie ma na niego miejsca. Geniusz może pęknąć, ale nie zegnie się. Esencją geniusza jest ukryta i opanowana żądza do osiągnięć przyjmujących praktyczny i materialny kształt.

To właśnie we wspomnianym powyżej świecie kompromisów żyje „ostatni człowiek”. Kompromisy te często stanowią przykrywkę dla jego słabości, tchórzostwa i lenistwa. Wszystkiego, czym gardził i Nietzsche, i Crowley. Możemy tu stwierdzić, że jak Nietzsche głosił: „trzeba mieć chaos w sobie, by narodzić tańczącą gwiazdę”, tak Crowley postulowałby: trzeba mieć szaleństwo w sobie, by przebudzić geniusza.

W dalszej części Rozbudzonego entuzjazmu autor utożsamia geniusza z planetą Uran i dodaje: „Jeśli Neptun tworzy świętego lub eremitę, Uran tworzy maga, który wzywa nie tylko pokój tej planety, ale i jej moc”. Możemy wnioskować, że mag aktywnie wzywa swego geniusza, bez względu na kryjące się w tym procesie potencjalne szaleństwo i nieprzewidywalne konsekwencje. Często oznacza to drogę pod prąd. Jak bowiem czytamy w Narodzinach tragedii Nietzschego, akt kreacji wymaga stworzenia napięcia pomiędzy przeciwieństwami.

W powyższych rozważaniach Crowleya bardzo ciekawy jest motyw praktycznych i materialnych osiągnięć. Służą one za kwantyfikatory i kwalifikatory naszych czynów. Geniusz nie pozwala nam bowiem bujać w obłokach, nie chowa się za iluzorycznym obrazem naszej wielkości, czy „boskości”. Dosłownie opętuje i zmusza do Działania, które zostaje „uziemione” pod postacią finalnego Dzieła, bez względu na to, czy jest to obraz, utwór muzyczny, czy realizacja sekretnego życzenia maga. Geniusz weryfikuje. Testuje. Nie pozwala marnować czasu. To On szepcze ciągle do ucha, że nie masz innego prawa poza „Czyń wedle swej woli”. I zmusza do czynienia. Każe zatracić się w robieniu.

Podczas gdy „ostatni człowiek” nie działa i po prostu jest, prawdziwy mag działa i staje się. Innymi słowy, aby prawdziwie być, trzeba działać. Jedno istnieje dzięki drugiemu.

Na osobną uwagę zasługuje również kwestia wschodniej filozofii  wu wei, czyli niedziałania. Wbrew pozorom postawa ta nie implikuje bezczynności – mistrzowie zen są niezwykle zajęci do takiego stopnia, że efektywnie wykorzystują każdą chwilę. Niedziałanie ma prowadzić bowiem do zahamowania dążeń do rzeczy „nierzeczywistych”, do skupienia się na naturze umysłu.

Obserwacje mojego przyjaciela stały się przyczynkiem do dalszych rozważań na temat ostatniego człowieka w odniesieniu do systemu O.T.O. i podstawowej triady Człowieka Ziemi. Czy możemy mówić o „mrugającym oczyma ostatnim Człowieku Ziemi”? Co robimy, aby odnaleźć własnego geniusza i przywoływać „psotne duchy”? Zachęcam do własnych przemyśleń.

 

* Powyższy tekst ukazał się w nieco zmienionej wersji w magazynie O.T.O., ,,Neszer”, nr 32, grudzień 2021.