Thelema

Nieuchronność

23 września 2023

 

Święta związane z poszczególnymi porami roku otwierają szerszy horyzont. Tak jak jednostka jest organem społeczeństwa, tak też plemię czy miasto – jak również cała ludzkość – jest tylko fazą życia potężnego organizmu kosmosu.

Przyjęło się opisywać obrzędy świąteczne tak zwanych tubylców związane z porami roku jako próby wpływania na siły przyrody. Jest to nieporozumienie. Wprawdzie we wszystkich działaniach człowieka, a szczególnie w owych magicznych zabiegach, które mają sprowadzić deszcz, uleczyć chorobę czy powstrzymać powódź, widać silną chęć kierowania przyrodą, ale mimo to we wszystkich naprawdę religijnych ceremoniach (w przeciwieństwie do rytuałów czarnej magii) dominującym motywem jest podporządkowanie się nieuniknionemu przeznaczeniu, a w świątecznych obrzędach odprawianych wraz z nadejściem kolejnych pór roku motyw ten jest szczególnie wyraźny.

Nie odnotowano dotąd ani jednego obrzędu plemiennego, który miałby na celu powstrzymanie nadejścia zimy; przeciwnie, wszystkie obrzędy przygotowują lokalne społeczności do przetrwania, razem z resztą przyrody, okresu strasznego zimna. Wiosną z kolei obrzędy nie są odprawiane w zamiarze zmuszenia natury, aby natychmiast dała wygłodzonej społeczności dojrzałe zboże, fasolę czy dynie; przeciwnie – ich sens polega na poddaniu się całego ludu naturalnym prawom tej pory roku. Podczas takich obrzędów świętuje się cudowny cykl pór roku, z jego wyraźnie określonymi okresami niedostatków i trudów oraz okresami radości, a jednocześnie pokazuje, że cykl życia grupy ludzkiej jest jego kontynuacją.

– Joseph Campbell, Bohater o tysiącu twarzy (tłum. A. Jankowski)

 

W dniu jesiennego zrównania, kiedy słońce jest już skryte do połowy za horyzontem, rozmyślam nad nieuchronnością. Astrologicznym znakiem Wagi włada planeta miłości Wenus, ale egzaltowany w nim Saturn wskazuje na „kres wszystkiego, co żyje”. Już niebawem przyroda zapadnie w głęboki sen, a człowiek świadomy – przeżywszy w letniej porze rozkwit swego życia – szykuje się na doświadczenie starości i spotkanie ze śmiercią.

Wielu z nas oddala od siebie takie myśli. Niedawno przeczytałem wywiad z pielęgniarką, która towarzyszy w szpitalu umierającym ludziom w ich ostatnich chwilach. Ponoć wielu z nich płacze, drży ze strachu i zadaje sobie pytanie: „Dlaczego mnie to spotyka?”. Pielęgniarka konkluduje, że nigdy nie myśleli o swojej śmierci i nie przygotowali się na tę wielką próbę.

Victor Sanchez pisze o tym w swojej książce Nauki don Carlosa:

W społeczeństwach tak zwanych „nowoczesnych”, jednym z filarów, na których opiera się ego jednostki – a co za tym idzie, „ego” zbiorowości – jest zaprzeczenie śmierci.

Już za młodu poddani jesteśmy treningowi, którego celem jest wyparcie ze świadomości faktu, że wszyscy kiedyś umrzemy. Ta swoista „niepamięć”, oczywiście, uśmierza do pewnego stopnia strach, jaki odczuwamy przed nieznanym, ale każe nam za to płacić bardzo wysoką cenę, jaką jest zapomnienie magicznej natury życia. […]

Wydaje się dziwne, że nauczono nas zapomnieć jedyne nieuchronne wydarzenie w naszym życiu – śmierć. Śmierć stanowi tajemnicę. To nieznane. A nam wpojono lęk przed nieznanym i tajemniczym.

Kryje się za tym ego, które boi się śmierci, i słusznie. Śmierć ujawnia prawdziwą naturę ego: nicość. Śmierć nie jest negacją życia, ale raczej negacją ego. Życie, z kolei, czerpie ze śmierci.

Jak czerpać ze śmierci? Musimy stać się jej świadomi. Zrozumieć, że konfrontacja z nią jest nam przeznaczona i że stanowi niezbędne dopełnienie cyklu. Zanegowanie nieśmiertelności ego dokona radykalnej zmiany w postrzeganiu danego nam tu czasu i roli, którą przydzielił nam kaprys Losu, nasza Prawdziwa Wola.

Przestaniemy odkładać rzeczy na jutro, bowiem może ono nigdy nie nadejść. Przestaniemy tłumić w sobie uczucia. Zaczniemy dostrzegać wszędzie piękno Formy i wyjątkowość Chwili, które stopią się w ekstatycznym, upojnym tańcu rzeczywistości. Zaczniemy szanować zdrowie ciała i umysłu. Pozbędziemy się małostkowości, bo najzwyczajniej w świecie szkoda marnować czas. Zalęknieni, jesteśmy ofiarami śmierci. Pozbawieni strachu, witamy ją jak najlepszego przyjaciela. Jest tuż obok i nakłania do radosnego przeżywania każdego momentu. Świadomość śmierci nie postarza, ale odmładza.

W Nowym Komentarzu do Księgi Prawa II:73 Crowley zauważa:

Zmęczenie znojem dnia wytwarza toksyny, których nagromadzenie stanowi „Wolę Śmierci”. Wszelkie mistyczne osiągnięcia są właśnie tego rodzaju. Natomiast cała magija jest „Wolą Życia”.

Wola Życia zostanie zrównoważona Wolą Śmierci. Ale zanim zanurzymy się w dzieło mistyka, musimy doprowadzić do końca dzieło maga. Crowley kontynuuje:

Z tego powodu najważniejszą sprawą jest ustalenie swojej prawdziwej Woli i opracowanie każdego szczegółu dzieła, które polega na jej wykonaniu tak wcześnie w życiu, jak to możliwe.

W Księdze Prawa II:41 czytamy: „święto życia i większe święto śmierci!”. Nowy Komentarz interpretuje ten wers następująco:

Święto życia jest w momencie narodzin, a święto śmierci jest w momencie śmierci. Niezwykle istotne jest to, aby z pogrzebów uczynić radosne ceremonie. Dzięki temu nauczymy ludzi, jak właściwie spoglądać na śmierć. Strach przed śmiercią jest jedną z najokrutniejszych broni tyranów – to ich bat. Strach ten zniekształca całkowicie nasz pogląd na Wszechświat.

Co czyni to święto wielkim? Celebrowanie zmiany, wielkiego przejścia z jednej fazy w drugą? Oddanie hołdu człowiekowi, którego „heroizm wcielenia” właśnie dostąpił swego kresu? A czy nie lepiej jest celebrować nie moment zejścia z tego padołu, ale bohaterskie czyny, których ludzie dokonali za życia? Stają się wówczas nieśmiertelni dzięki naszej pamięci i ich magicznemu potomstwu. Kult śmierci jest jakąś mroczną pantominą, imitacją chrześcijaństwa z jego głównym motywem Golgoty.

Crowley pisze w Komentarzu Dżerideńskim o kulcie śmierci następująco:

Śmierć jest dla psów. Ograniczają się coraz bardziej i bardziej: lęk, chciwość, kłamstwo zbierają się niczym sępy, aby ucztować na ciele. Wreszcie nie znajdą żadnej drogi, która nie byłaby zablokowana przez ich grzechy, stworzone przez nich zapory uniemożliwiające swobodne działania. Nie są już w stanie powodować jakichkolwiek wydarzeń, które wybiegałyby poza wąską rutynę, na którą skazała ich porażka w mocowaniu się z Naturą, aby kochać, gonić i opanować piękno Nuit.

I dodaje: „Musimy sprawić, żeby obecna chwila stała się doskonała i przeżywać ją tak, żeby nie wzbudzała w nas choćby śladu lęku o naszą przyszłość”.

Większe święto śmierci to święto nas, żywych, nie zmarłych. To święto, które sprowadza nas do świata Tu i Teraz, i pozwala świadomie smakować sakrament egzystencji.

,,Chwała Wszechniszczycielowi, Chwała Wszechstworzycielowi”.