Aleister Crowley, Ordo Templi Orientis, Thelema

Gorliwość na drodze thelemy

31 stycznia 2024

I

Bardzo lubię czytać dzienniki i listy thelemitów. Nie tylko doskonale oddają ich autentyczną osobowość, ale ukazują, w jaki sposób kształtował się nasz ruch i jak implementowali w swoim życiu nauki pozyskane podczas studiów. W tym kontekście książki napisane dla szerszego grona odbiorców czasem mogą okazać się mniej szczere, pełne patosu i górnolotnych zwrotów. Natomiast listy są szczere.

Ostatnio spędziłem sporo czasu na lekturze listów i dzienników Franka Bennetta (1868–1930), przywódcy australijskiej sekcji O.T.O. i członka A∴A∴, znanego pod swym mottem Progradior. W okresie pierwszej wojny światowej Bennett zaangażował się w propagowanie thelemy, wydając tematyczne broszury oraz regularnie wygłaszając prelekcje w Sydney, które reklamował w lokalnej prasie. Na przykład, od kwietnia do sierpnia 1917 roku zaprezentował… osiemnaście publicznych wykładów.

W czerwcu 1921 roku Bennett przybył z Australii do Opactwa Thelemy w Cefalu, gdzie doświadczył oświecenia. Crowley uważał go za jednego ze swych najlepszych uczniów i skomponował dla niego Liber Samek, rytuał przywołania Świętego Anioła Stróża.

Dziś chciałbym pochylić się nad krótkim i pozornie banalnym wpisem do dziennika, który frater Progradior poczynił 5 września 1921 roku podczas magicznego odosobnienia w pobliżu opactwa:

Dwanaście lat temu spotkałem po raz pierwszy Bestię i zdecydowałem – wtedy bez entuzjazmu – podążyć za nim. Odkąd kilkanaście lat temu otrzymałem Księgę Prawa, solidnie napracowałem się, żeby pojąć jego nauki. Ale kiedy zamieszkałem z nim w opactwie, mogłem przyjrzeć się jego wnętrzu. Odczuwa wielkie rozczarowanie. Nie przez swoją pracę, ale przez tych, którzy powinni kontynuować ją, rozpowszechniać jego nauki i Prawo, które zostało dane dzięki niemu.

Jestem zdeterminowany do tego, żeby go nie rozczarować moją osobą. Spędzę resztę swojego życia rozpowszechniając jego nauki. Być może nie będę mógł zrobić wiele. Ale z pomocą Bestii i mojej Rzeczywistej Jaźni, do której miałem wgląd dzięki niemu, postaram się zrobić jak najwięcej. On jako jedyny poprowadził mnie do poznania mojej podświadomej jaźni. Błogosławione jego Imię na wieki. I niechaj Bogowie sprawią, że odrodzę się w kolejnej inkarnacji razem z nim, aby ponownie zostać jego uczniem.

Muszę przyznać, że doskonale rozumiem wspomniane powyżej rozczarowanie. Temat jest dobrze znany i w Anglii,  i w USA i w Australii, gdzie wałkowałem go przez dobrych kilkanaście lat wspólnie z odwiedzanymi tam przyjaciółmi. Przyglądaliśmy się różnym społecznościom thelemicznym, i tym prawdziwym, z krwi i kości, i tym wirtualnym, mędrkującym w mediach społecznościowych. Odsetek ludzi, którzy wykonywali poważną pracę, jest naprawdę niewielki. Dużo słów, mało czynów.

Czym jest poważna praca? Według mnie jest to dążenie do realizacji podstawowych założeń thelemy, które w prostym języku można przedstawić następująco:

  • Studiuj święte księgi thelemy wraz z komentarzami.
  • Na ich podstawie ogarnij swój wewnętrzny chaos i zdefiniuj przestrzeń (khu), w której pragnie urzeczywistnić się twoja Prawdziwa Jaźń (khabs).
  • Poświęć swoją energię na pomoc innym, aby i oni mogli zasmakować sakramentu czterech emanacji prawa thelemy: Światła, Życia, Miłości i Wolności.

W wielu przypadkach mamy do czynienia albo ze słomianym zapałem, albo z klasyczną blokadą Apofisa w formule IAO. Po początkowym entuzjazmie pojawia się stagnacja, zwątpienie i zniechęcenie. Nie mamy siły kontynuować pracy.

Łatwo to zweryfikować. Przyjrzyjmy się pomocnym w osiągnięciu powyższych założeń tekstom krytycznym, rytuałom i medytacjom, z którymi dany aspirant pracował i uznał za fundamenty swojego curriculum. Okazuje się, że większość ludzi albo w ogóle nie czyta i nie praktykuje, albo zatrzymuje się na prostych rytuałach pentagramu i heksagramu. Tylko nieliczni dokonali głębszej egzegezy kanonicznych tekstów i przeprowadzili choćby powierzchowne eksperymenty z bardziej zaawansowanymi technikami.

Dzieje się tak z wielu powodów. Albo aspiracja okazuje się powierzchowna, albo nie udało nam się zgromadzić wystarczająco dużo osobistej mocy, żeby wykrzesać niezbędną do praktyki dyscyplinę i poradzić sobie w trudnych chwilach. Parafrazując słowa z Liber librae, nie wznieśliśmy naszej świadomości ponad zakłócenia materialnych wydarzeń. Porywa nas życie. A przecież jednym z celów praktyki jest je zatrzymać i doświadczyć eucharystii Tu i Teraz. Przebudzona „Rzeczywista Jaźń”, o której wspomina Bennett, trwa poza czasem i przestrzenią. To ją przywołujemy w antyfonie Mszy Gnostyckiej jako tę, która jest „poza wszystkim, w co się przemieniamy” i która trwa, „kiedy wszystko inne dosięga końca”.

Często swoje niepowodzenia, fobie i kompleksy przerzucamy na innych. „To nie moja wina, że mi nie wychodzi, ale mojego guru! Co za palant!”. Nie przeczę, że można natknąć się na manipulatorów i oszustów. Warto zachować ostrożność. Ale kiedy nabierzemy pewności, że osoba lub osoby, z którymi pracujemy, są autentyczne w tym, co robią, powinniśmy całkowicie zaufać procesowi.

Nie każde polecenie instruktora będzie nam się podobać. Nie zawsze ton jego głosu i sposób wypowiedzi będzie miły naszym uszom. Ale na tym właśnie polega jego praca: na wskazaniu słabych punktów. Tylko dzięki temu możemy się rozwijać. W sytuacji, kiedy wzbiera w nas niechęć, warto przyjrzeć się swoim uczuciom i emocjom. Czy nie dokonujemy projekcji? Czy u źródła problemu nie leży przypadkiem jakieś kompleks, który manifestuje się poprzez brak zaufania i zanegowanie autorytetu?

Wydaje się, że te dwie ostatnie kwestie – zaufanie i szacunek – to pięta achillesowa Polaków. Swego czasu miałem okazję dyskutować na ten temat z pewnym niemieckim przedstawicielem poważnej tradycji inicjacyjnej, którą próbował zaszczepić na polskim gruncie. Był bardzo zdziwiony, jak głęboką nieufność (nie sceptycyzm!) przejawiali jego uczniowie i jak gwałtownie negowali sugestie i polecenia. Podczas rozmowy stwierdził: „Polacy mają olbrzymi problem z autorytetem”.

Komunizm, niełatwy proces politycznej transformacji i wątpliwa rola Kościoła jako duchowego przewodnika, to wszystko poważnie nadwerężyło społeczne zaufanie. Z pewnością potrzeba czasu, abyśmy mogli odreagować. Po epoce autorytarnej, musi dojść do anarchizacji postaw. Miejmy tylko nadzieję, że jest to faza przejściowa. W innym przypadku, owa faza, wzmacniana przez pogłębiający się konsumeryzm, doprowadzi do apatii, absurdalnego cynizmu i moralnej zgnilizny. W Tarocie Thota tę postawę reprezentuje złowroga Siódemka Kielichów – Rozpusta, a odczuwane rozczarowanie przez wspomnianego powyżej gnostyckiego biskupa z Niemiec to przecież tytuł Piątki Kielichów. Tymczasem naszym celem jest Szóstka – Rozkosz!

Crowley zaproponował proste rozwiązanie problemu w liście do Davida Curwena:

Zapewniam cię, że poważnej i szczerej aspiracji nie można zmarnować. Niejednokrotnie wskazywałem, że nie ma większego znaczenia, czy twój nauczyciel jest dobry czy zły. Idea polega na tym, że powinieneś kontynuować pracę. Z biegiem czasu twoja aspiracja przejmie kontrolę nad wydarzeniami i automatycznie wszystko wyprostuje.

 

II

Warto zauważyć, że thelema wykracza poza okultyzm. Nie każdy thelemita musi mieć inklinacje do magii ceremonialnej i powyższe odniesienia do rytuałów należy traktować jako uproszczony przykład. Crowley kilkukrotnie pisał w listach do Progradiora i Achada, że w thelemie powinniśmy widzieć metodę, która oferuje rozwiązanie społecznych i cywilizacyjnych bolączek. Temu pierwszemu zalecał mniej rytuałów, a więcej pracy w ogrodzie, a temu drugiemu – mniej mówienia o kabale, ponieważ zapomina uregulować rachunki.

Thelemita potrafi umiejętnie przenieść treść symboliczną świętych ksiąg i wykorzystać ją praktycznie w codziennym życiu. Język magiji jest niezbędny. Bez znajomości jego podstaw, gramatyki i słownictwa nie ma szans na zrozumienie przekazu Księgi Prawa. Opiera się na nim również system O.T.O. Wszak na drugim stopniu inicjujemy Magów, na trzecim Mistrzów Magów i na czwartym Perfekcyjnych Magów.

Język ten obdarza nas bogactwem znaczeń oraz metafor, i działa w podobny sposób, jak Tarot Thota, kiedy adept nie widzi w nim narzędzia wróżebnego, ale opis faktycznych zjawisk atmosferycznych. Tak samo symbolika alchemiczna stała się dla Junga środkiem do przedstawienia procesów psychicznych, które zachodzą w człowieku. I im bogatsze nasze magiczne słownictwo, tym większy zakres doświadczeń.

Thelema to filozofia życia i stan umysłu, który rodzi się wraz ze zrozumieniem przekazu Księgi Prawa. A ci z nas, którzy zaakceptowali i implementowali Prawo, mają obowiązek wypełnić misję, polegającą na jego propagowaniu i ustanowieniu na świecie.

Realizacji tej misji nie towarzyszy dużo wytycznych. Do zadania musimy podejść tak, aby jego wykonanie rezonowało z indywidualnym temperamentem, predyspozycjami i zdolnościami, które konstytuują naszą wyjątkowość. To dlatego curriculum każdego aspiranta, chociaż opiera się na kanonie, w szczegółach będzie się różnić i eksponować najlepsze cechy danej osoby. Każdy aspirant położy silniejszy akcent na kwestie, które bardziej odpowiadają jego charakterologii i stanowią ekspresję jego nieświadomości w świecie zjawisk.

W systemie O.T.O. realizację tej misji rozpoczynamy na szczeblu Rycerza Wschodu i Zachodu. Liber 194, czyli Zarządzenie do konstytucji Zakonu, definiuje jego zadanie bardzo lakonicznie: „ślubuje, że poświęci swoje życie ustanowieniu prawa thelemy”. Jak zauważyłem powyżej, ta oszczędność jest celowa.

Rycerz Wschodu i Zachodu – na podstawie instrukcji pozyskanych podczas wszystkich doświadczonych do tej pory inicjacji – rozwija pewne przymioty, które pozwolą mu wypełnić słowa ślubowania. Crowley poczynił aluzję do tej kwestii w liście do Bennetta (luty 1917):

Bardzo się cieszę, że masz w sobie taką determinację. Nieustanna praca jest konieczna, jeśli chcesz zebrać plony. […] Dobry przywódca oddaje każdą minutę swojego czasu, każdy swój grosz i każdą kroplę krwi. Bez takiej postawy nie ma mowy o VII°. Nie potrzebujemy miernoty.

Siódmy stopień jest tu wspomniany nieprzypadkowo. Wszak Rycerz Wschodu i Zachodu otrzymuje ordynację kapłańską w E.G.C., natomiast członek siódmego stopnia jest jego zwierzchnikiem, czyli biskupem. Crowley, w prostych słowach, przekazuje tu mapę pomocną w wędrówce aspiranta z jednego punktu do drugiego.

Słownik języka polskiego definiuje słowo „determinacja” następująco: „postawa polegająca na niezłomnym dążeniu do celu mimo wszelkich trudności”. Determinacji towarzyszy zatem cierpliwość i wytrwałość. Opiera się ona na stanowczych działaniach, które mają doprowadzić do zaspokojenia pragnienia. Czyny zdeterminowanego Rycerza Wschodu i Zachodu są heroiczne i dla Ludzi Ziemi wydają się niemożliwe do wykonania.

Mamy zatem do zrealizowania cel, którym jest ustanowienie dominium Ra-Hoor-Khuita na ziemi. Ale co z prowadzącą do niego drogą i metodą? Odpowiedź znajdziemy w Nowym Komentarzu do Księgi Prawa II:70:

Cel bezdyskusyjnie jest wart wszelkich naszych wysiłków, ale po jakimś czasie stajemy się świadomi, że nawet on nie jest tak odurzający, jak sama droga. […]

„Wierzymy w Cud Mszy” nie tylko dlatego, że mięso i napój faktycznie „przetwarzają się w nas codziennie w duchową substancję”, ale ponieważ dzięki cnocie naszej królewskiej i pontyfikalnej sztuki magiji możemy stworzyć Ciało i Krew Boga z każdego materiału. […]

Stosujemy zatem różne magiczne sposoby, aby zwiększyć wigor naszych ciał i energię naszych umysłów, aby wzmocnić je i uwznioślić.

W rezultacie my, którzy wywodzimy się z thelemy, osiągamy znacznie więcej niż inni ludzie. Dotyczy to także spraw ziemskich, począwszy od seksualnych orgia [działań], skończywszy na kreatywnej sztuce. Nawet gdybyśmy rozważyli tylko jedno ziemskie wcielenie, to naszymi dokonaniami przewyższamy innych trzydziestokrotnie, czasem sześćdziesięciokrotnie, a nawet i stukrotnie.

W powyższym cytacie kryją się kolejne nawiązania do dzieła Rycerza Wschodu i Zachodu, polegającego na umiejętnym przeprowadzeniu coincidentia oppositorum, alchemicznego przeobrażenia prima materia w lapis philosophorum, zjednoczenia podmiotu z przedmiotem. Ta ostatnia fraza przywołuje na myśl jogę rozumianą jako unię kontemplującego z kontemplowanym. W kontekście O.T.O. jest to rzecz o najwyższym znaczeniu. W Magick Without Tears (list LXXI, „Moralność, cz. 2”) czytamy:

… naprawdę istotną sprawą jest stopniowy progres, który zmierza do ujawnienia sekretu dziewiątego stopnia. Użycie tego sekretu z korzyścią wymaga opanowania zarówno jogi, jak i magiji.

Widzimy zatem wyraźnie, że bez opanowania języka magiji i osiągnięcia koncentracji umysłu, nie ma szans na przeniknięcie Sekretu. Aby wstąpić do Suwerennego Sanktuarium, musimy być tego godni.

Co zatem robić? Plan jest prosty. Studiować ile wlezie. Wyrabiać w sobie thelemiczne cnoty: koncentrację, uważność, społeczną i moralną wolność. Przeobrazić swoje myślenie w taki sposób, aby Wielkie Dzieło stanowiło nieprzerwany przedmiot kontemplacji. Dokonać alchemicznego mariażu, w którym indywidulne Dzieło staje się tożsame z Dziełem Zakonu. W tym samym czasie przyswoić sobie magiczny język, opanować jego gramatykę, wzbogacić słownictwo i praktykować jego wykorzystanie w życiu codziennym.

I wreszcie, co uczynić, aby Mistrz Therion, gdzieś tam w zaświatach, zasiadający u boku innych Tajemnych Przywódców, mahatmów, duchowych archontów i innych zastępów, nie poczuł się ponownie rozczarowany? Niechaj za odpowiedź posłuży nam fragment napisanego w 1925 roku niemieckiego wprowadzenia do klejnotu zatytułowanego Serce Mistrza:

Niechaj ci, którzy poszukują, współzawodniczą z aspiracją Mistrza Theriona, rywalizują z jego trwałością w osiągnięciu celu, jego moralną czystością, przenikliwością sceptycznych metod i wzniosłością myśli. Niechaj zarazem zważają na jego ostrzeżenia i popełnione przez niego błędy, aby mogli spokojnie i z łatwością osiągnąć Wielkie Dzieło, które Mistrz ukończył z taką trudnością. Niechaj zrozumieją, że ci sami Tajemni Przywódcy, którzy prowadzili Theriona i sprawili, że osiągnął sukces pomimo swych słabości, upartości i szaleństwa (można niemal powiedzieć: pomimo przewrotnej predyspozycji do niepowodzenia!), teraz przypatrują się i prowadzą tych, którzy włożyli swe serce w osiągnięcie Wielkiego Dzieła.

Amn. Ho!

 

Powyższy tekst ukazał się w magazynie ,,Neszer”, marzec 2023.
(c) Krzysztof Azarewicz