Przeglądając swe archiwa natknąłem się na sporą ilość tłumaczeń i autorskich tekstów do magazynu, którego nigdy nie udało się wydać. Wśród nich znalazłem przekład skandalicznego artykułu Marian Dockerill. Ukazuje on, w jakim duchu często pisano o Aleisterze Crowleyu za jego życia. Odpowiedź na pytanie, jak prezentowana przez media opinia o Crowleyu zmieniła się od niemal stu lat pozostawiam Czytelnikowi.
WYZNANIA ARCYKAPŁANKI
NIESŁAWNEGO KULTU MIŁOŚCI
[Poniższy artykuł ukazał się 21 marca 1926 e.v. na łamach „St. Petersburg Times”. Jej autorką jest Marian Dockerill z domu Hirsig, siostra Leah, „Szkarłatnej Kobiety” Crowleya. Marian zredagowała później swoje artykuły i w 1928 roku wydała w postaci „My Life in a Love Cult: A Warning to All Young Girls. My True Life Story.” Dzienniki Bestii i jego biografowie podają nieco inne sprawozdania dotyczące przedstawionego w artykule zagadnienia. Artykuł prezentujemy tu w oryginalnej formie i nie poddajemy żadnym zabiegom redakcyjnym, licząc na inteligencję Czytelnika. Jesteśmy ciekawi, jak długo będziemy musieli czekać na podobne doniesienia naszych rodzimych „dziennikarzy” i znawców tematu… – przyp. red.]
Królowa nowojorskiego „Bee Harem” oraz siostra „Szkarłatnej Duszy” Aleistera Crowleya opisuje tajemnice sekt praktykującej przedziwne rytuały godne cudaków, wizjonerów i oszustów: Dowieism, kolonia Wszechmocnego Ooma, „April Farm” Charlesa Garlanda i europejscy mistycy czarnej magii…
Dwoma najsławniejszymi przedstawicielami tajemnych kultów są bez wątpienia Gurdżijew i Aleister Crowley.
Gurdżijew jest Rosjaninem, który założył „Instytut na rzecz Harmonijnego Rozwoju Człowieka” w Fontaineablau we Francji. Rok temu przybył do Nowego Jorku w towarzystwie całej grupy mistyków i tancerek z zamiarem założenia amerykańskiego odgałęzienia tego kultu. Jest on popularny wśród tak zwanej „inteligencji” i wzburzonych kobiet.
Aleister Crowley to dziwny Anglik, który swoją karierę rozpoczął jako poeta, alpinista i podróżnik. W późniejszym czasie doświadczył „objawienia” i proklamował się „Antychrystem”, „Bestią Apokalipsy” oraz przywódcą kultu o nazwie „O.T.O.” Ten kult ma swoje sekretne odgałęzienia na całym świecie. Działa w Nowym Jorku, Cleveland i w każdym innym amerykańskim mieście.
Znam ich obu i znam ich sekty.
Chociaż każdy z nich wyraża swe nauki w odmienny sposób, tak mają ze sobą wiele wspólnego.
Obaj posiadają nadzwyczajne mentalne moce. Nie ma krzty przesady, kiedy powiem, iż posiedli niezwykłą wiedzę na temat tajemnych misteriów Orientu. Charakteryzuje ich niezwyciężona „wola mocy”, uznają się za nadludzi, a wręcz bogów.
Ich wspólny mianownik to „kompleks Mesjasza”. Próbują stworzyć nowe religie, które według nich uwolnią ludzkość, a z jednostki uczynią lepszego człowieka.
Co ich różni, to metody.
Crowley jest uczniem pogańskiego Wielkiego Boga Pana, Szatana, Diabła i praktykuje czarną magię.
Gurdżijew czerpie z Buddy, Lao Tsy, a także z Jezusa i Konfucjusza. Zajmuje się białą magią. Na temat tej osoby opowiem więcej później, albowiem jest warta lepszego poznania.
Teraz nadszedł czas, by przyjrzeć się Crowleyowi.
Crowley wierzy, że jest kimś w rodzaju boga i poważnie mówi, że jest w stanie sprawiać cuda. Osobiście w cuda nie wierzę, ale muszę przyznać, iż posiada on nadzwyczajne moce.
Najbardziej niesamowitym „cudem”, jaki zobaczyłam na własne oczy była zmiana charakteru, jakiego dokonał w mojej siostrze Lei.
Zanim padła ofiarą czaru Crowleya, była święta niczym zakonnica. Zachowywała się cicho, jak myszka. Nigdy nie nosiła jaskrawych i modnych ubrań. Pracowała jako nauczycielka w szkole na Bronksie. Była wiotka, miała śliczną jasną skórę, a jej twarz charakteryzowało niemal święte piękno. Była cnotliwa.
Pewnego wieczoru zaprowadziłam ją do mieszkania Crowleya, które wynajmował na University Place pod numerem 1, na północno-wschodnim rogu Washington Square.
Odwiedzali go przeróżni ludzie: konserwatyści, naukowcy, znani pisarze i dziwacy. Zazwyczaj spotkaniom towarzyszyły niesamowite prelekcje. Sądziłam, że Leah jest zbyt zamknięta w sobie, by móc coś takiego polubić.
W pokrytym orientalną draperią i niesamowitymi obrazami mieszkaniu Crowleya znajdowało się może z dwanaście osób. Kiedy przybyłyśmy, Frank Harris, krytyk i pisarz, omawiał właśnie akwaforty Whistlera. Jego prelekcja była tak niesamowita, jak sztuczne ognie, ale towarzyszyła mu doza egotyzmu: Harris nie znosił, jak ktoś mu przerywał, więc nikt nas nie przedstawił pozostałym. Usiadłyśmy cicho i słuchałyśmy. Potem rozmowa przeniosła się na temat arabskiej poezji i Walter Smart, ówczesny brytyjski wicekonsul w Nowym Jorku, a obecnie konsul w Damaszku, wdał się w długą rozmowę z Crowleyem.
W trakcie dyskusji Crowley jakby stracił zainteresowanie konwersacją.
Zobaczyłam jak wlepia swoje niezwykłe bazyliszkowate spojrzenie w moją siostrę!
Siedziała cicho, ubrana w swoją szarą i pomiętoloną sukienkę. Tak się różniła od tych wszystkich kobiet wokół, z ich biżuterią, odsłoniętymi ramionami, egzotycznym przepychem i wyszukanymi pozami!
Nie sądzę, by z początku Leah była świadoma, że Crowley na nią patrzy. Ale kiedy na niego spojrzała, to już nie spuściła oczu. Oboje wydawali się być w stanie transu. Wątpię, by inni goście widzieli, co się dzieje. Crowley często milczał przez długie okresy i wówczas ludzie dawali mu spokój. Cała rozmowa po prostu toczyła się bez jego udziału. Leah nie otworzyła ust przez cały wieczór.
Około północy goście zaczęli się zbierać. Podeszłam do mojej siostry i powiedziałam, że czas już i na nas.
Ku mojemu zdziwieniu odparła, że zostanie tutaj.
To było niesamowite. To było niezwykle dziwne. Jej odpowiedź była zdecydowana, a ja nigdy nie wtrącam się w sprawy, które są w rękach losu.
Po czterech dniach Leah zadzwoniła. Opowiadała tyle rzeczy, że po prostu milczałam. Kiedy odwiedziłam ponownie mieszkanie Crowleya, zastałam w nim jedynie moją siostrę. Była bosa i miała na sobie jedynie szkarłatną jedwabną szatę. Zapytałam co się stało, a ona stanęła przede mną niczym dumna królowa. Odsłoniła swoją pierś, na której ujrzałam wypaloną gwiazdę w podwójnym kręgu. To nie była dziecinna zabawa, trick, nic, co można by później zmyć. Symbol był wypalony na całe życie…