Recenzje

Książki, które przeczytałem w kwietniu

7 maja 2018

Poniżej prezentuję krótkie opisy książek, które przeczytałem w kwietniu 2018. Lista nie obejmuje kilkudziesięciu publikacji, które przeczytałem fragmentarycznie i podręczników, z którymi regularnie pracuję.

dsc07637

 

Aleister Crowley, Liber AL vel Legis. Księga Prawa, Wydawnictwo XXL, 2017, stron 125 [sic!].

Nie tak dawno temu spotkałem się z zarzutem, że moja negatywna recenzja książki poświęconej Crowleyowi, którą opublikowało jedno z polskich wydawnictw była podyktowana – uwaga – „czarnym pijarem”. Nie, proszę Państwa, to nie tak. Recenzuję nie jako wydawca, lecz jako pasjonat zajmujący się biografią Crowleya i filozofią thelemy od ponad dwudziestu pięciu lat. Jestem otwarty na rzetelną dyskusję i staram się, by moje argumenty miały taki właśnie charakter – stricte merytoryczny. W takim duchu piszę i tę recenzję.

Pierwszy przekład Księgi Prawa poczyniłem w 1999 roku. Od tej pory opublikowałem go czterokrotnie i za każdym razem dokonałem różnej maści zmian – czasem kosmetycznych, czasem poważniejszych, wynikłych z odkrycia komentarzy Crowleya rzucających światło na interpretację, bądź własnych wglądów. Księga Prawa, nawet w oryginale, jest tekstem dynamicznym, wielopoziomowym i wymykającym się jednoznacznym interpretacjom. Problem ten doskonale ilustrują niemieckie przekłady. W swej kolekcji posiadam pięć różnych tłumaczeń i już pierwszy werset „Had! The manifestation of Nuit.” jest przełożony na trzy znaczeniowo odmienne sposoby. O kłopotach związanych z tłumaczeniem tej najświętszej ze świętych ksiąg thelemy opowiadałem podczas wykładów we Wrocławiu i Krakowie opatrzonych tytułem „Zgodnie z literą Prawa, czyli o problematyce interpretacyjnej Liber Legis”. Jestem wierny zasadzie głoszonej przez profesora semiotyki, Umberto Eco, że przekład zawsze jest interpretacją. Z tego powodu uważam, że pojawienie się różnych tłumaczeń tak skomplikowanego tekstu, jak Księga Prawa jest czymś pożądanym. Ale niechaj dokonują ich znawcy tematu, albo przynajmniej osoby znające wystarczająco dobrze język angielski. W przypadku recenzowanej tu pozycji uwidacznia się brak znajomości i tego i tego.

Tłumaczem i wydawcą tej książeczki jest Marek Skierkowski, niegdyś prowadzący wydawnictwo Fox, a obecnie XXL. Wstęp biograficzny i informacje na temat thelemy zostały bezczelnie zapożyczone niemal słowo w słowo z Wikipedii. Wszędzie, gdzie Skierkowski dokonuje zmian, pojawiają się błędy. Na przykład na stronie 16 czytamy: „W roku 1923 młody angielski poeta Raoul Lovedaya (lub Frederick Charles Loveday) zmarł tam z powodu, jak się wydaje, wypicia wody ze strumienia, mimo ostrzeżeń Crowleya o niebezpieczeństwie. Jego żona natychmiast złożyła pozew do sądu twierdząc, jakoby Hughes zmarł…” Skierkowski podaje błędnie nazwisko (powinno być „Loveday”, nie „Lovedaya”), w nawiasie mamy „lub”, a powinno być „czyli”, albo „a tak właściwie” (tłumacz niewłaściwie przełożył spójnik or), no i skąd wziął się jakiś „Hughes”? Proszę również zwrócić uwagę na styl uwidaczniający kalki językowe.

W tekście głównym jest jeszcze gorzej. Jak powszechnie wiadomo Księga Prawa składa się z dwóch tekstów: manuskryptu opatrzonego technicznym tytułem Liber XXXI i maszynopisu opatrzonego technicznym tytułem Liber CCXX. Obu towarzyszą różne strony tytułowe opatrzone osobnymi imprimati A∴A∴. Skierkowski nie ma o tym pojęcia i całość (manuskrypt oraz maszynopis) nazywa „Liber CCXX”.

Nie ma on również pojęcia na temat kosmologii thelemy i istotnej w świetle „objawienia kairskiego” mitologii egipskiej. I tak, na przykład, z bogini (A)Hathor czyni boga („Ahathoora”). Nie odmienia przez przypadki męskich imion Hadit i Ra-Hoor-Khuit, co – jestem przekonany – jest wynikiem braku znajomości dramatis personae księgi.

Przekład Skierkowskiego uniemożliwia jakąkolwiek hermeneutykę tekstu. Jako przykład mogę podać tłumaczenie wersetu 28. z pierwszego rozdziału. W języku angielskim brzmi on następująco: None, breathed the light, faint & faery, of the stars, and two. Jest to odpowiedź bogini Nuit na słowa proroka w wersecie 27., który mówi: O Nuit, continuous one of Heaven, let it be ever thus; that men speak not of Thee as One but as None; and let them speak not of thee at all, since thou art continuous! Prorok opisuje Nuit jako kogoś, kto jest Nikim (None), a Nuit w następnym wersecie wtóruje mu i powtarza owe None. Jest ona przedstawiona jako „światło, nikłe & bajeczne, z gwiazd”, po czym po przecinku mamy and two. Skierkowski przekłada całą frazę następująco:

O Nuit, wiecznie trwająca w Niebiosach, spraw by zawsze tak było. Aby ludzie nie mówili o Tobie jako o Jedynej, lecz jako o Żadnej; i niechaj o tobie wcale nie mówią, jako że trwasz wiecznie!

Nicość, dech światła, słaby i czarowny, pochodzący z gwiazd lub z nich dwóch.

Tłumacz nie rozróżnia czasownika dokonanego breathed od rzeczownika breath, ignoruje istotne powtórzenie słowa None, które przekłada raz jako „Żadnej”, a potem jako „Nicość” i co najważniejsze, ignoruje strukturę gramatyczną całego zdania, które na podstawie oryginału należy interpretować następująco: Pochodzące z gwiazd, nikłe i bajeczne światło westchnęło za prorokiem „ jestem Nikim”, po czym dodało: „jestem też dwoma”. Innymi słowy Nuit wyraża tu jedną z najistotniejszych doktryn thelemy: 0=2, którą można przestudiować w takich lekturach jak Liber alef, Księga Thota oraz Magick Without Tears.

Wiele ustępów Księgi Prawa można zrozumieć jedynie w odniesieniu do komentarzy skryby. Na przykład w wersecie 11. trzeciego rozdziału natrafiamy na słowo abstruction. Takie słowo w języku angielskim nie istnieje. Skierkowski przełożył je jako „wyjście” (podobnie jak Dariusz Misiuna, a wiele ustępów recenzowanej tu książki wydaje się być plagiatem tłumaczeń Misiuny), co jest po prostu niepoprawne. W tym kontekście pomocne są komentarze Crowleya, w których wyraźnie zauważa, że wprowadzenie nowego słowa ma na celu oddanie idei w inny sposób niewyrażalnej. Crowley przypuszcza również istnienie w tym określeniu ukrytego znaczenia epistemologicznego i twierdzi, że słowo to wywodzi się prawdopodobnie ze słów „abstrakcja” oraz „konstrukcja” i dotyczy przygotowania repliki steli objawienia – artefaktu, który odegrał istotną rolę w recepcji Księgi Prawa.

Praktycznie każdy werset przekładu zasługuje na krytykę. Gdybym miał odnieść się do wszelkich nieścisłości, musiałbym napisać kilkudziesięciostronicowy tekst i tak naprawdę przełożyć Księgę Prawa na nowo. Uczyniłem już to kilkukrotnie, więc pozwolę sobie oszczędzić sobie i Czytelnikowi cennego czasu. Chciałbym jednakże podsumować nieznajomość zagadnienia Skierkowskiego odnosząc się do jego przekładu głównego założenia thelemy (Do what thou wilt shall be the whole of the Law): „Czyń wedle swej woli niechaj będzie całym Prawem”. Otóż shall nie jest partykułą, lecz staromodnym czasownikiem posiłkowym odnoszącym się do przyszłości. Słowa tego nie można przełożyć jako „niechaj”. W interesującym nas tu kontekście nawiązuje ono do profetycznego charakteru Księgi Prawa, a zatem nakaz „czyń wedle swej woli” będzie całym Prawem w przyszłości, kiedy dojdzie do rozkwitu Nowego Eonu.

O kiepskiej jakości ilustracjach, zdjęciach Crowleya i heksagramie z odwróconą do góry nogami różą rozwodzić się nie będę. Szczerze odradzam zakup tej żenującej książeczki.

 

Edward Cornelius, Memoirs of an A∴A∴ Initiate. Being a True Story of the Struggles for Freedom in the 1990s Against the Restrictionists, edycja prywatna, 2018, stron 152.

Jerry Cornelius jest autorem licznych publikacji poświęconych kabale thelemy, a także zagorzałym przeciwnikiem obecnych przywódców O.T.O. Został wydalony z tej organizacji za ujawnianie w swych pismach sensytywnych materiałów przeznaczonych jedynie dla inicjowanych członków tego zakonu. Kilka lat temu miałem okazję odwiedzić go w jego domu w Berkeley. Prywatnie jest przemiłym człowiekiem i wielkim pasjonatem twórczości Crowleya. Niektóre z jego koncepcji na temat thelemy są intrygujące i osobliwe, inne zaś to pozbawione sensu nadinterpretacje. W jego twórczości uwidacznia się psychologiczna niezdolność do adaptacji w warunkach zmiany pokoleniowej. W skrócie: wszystko, co robił jego mentor Hymenajos Alfa (Grady McMurtry) było dobre, a wszystko, co robi wybrany po jego śmierci Hymenajos Beta jest złe. Problem dla Corneliusa okazał się tak duży, że stał się jego idée fixe. Niestety Memoirs… wpisuje się w ten obraz aż nader wyraźnie.

Tematyka książki nie ma nic wspólnego ze „wspomnieniami wtajemniczonego do A∴A∴”, lecz koncentruje się na wydaleniu autora z O.T.O. Cornelius wspomina jedynie pobieżnie o swym „dziedzictwie w A∴A∴”, podając daty przyjęcia kilku stopni i pokrótce opisując okoliczności podpisania przysięgi Mistrza Świątyni na prośbę Grady’ego McMurtry’ego, który dzięki temu mógł przyjąć następujący po Mistrzu Świątyni stopień Magusa (w tradycji A∴A∴ powiada się, że adept nie może osiągnąć kolejnego stopnia, jeśli żaden z jego uczniów nie osiągnie stopnia, na którym się znajduje). W tym kontekście dość dziwnie brzmi wysnuwany przez Corneliusa zarzut wobec książki Daniela J. Gunthera, Initiation in the Aeon of the Child, iż nie ma w niej ni wzmianki o praktykach magicznych i jogicznych, które stanowią istotną część nauk A∴A∴. Ale przecież książka Gunthera została napisana w zupełnie innym celu, natomiast po „wspomnieniach wtajemniczonego” spodziewałbym się uchylenia rąbka tajemnicy w tej materii.

Linia argumentacji, którą przedstawia autor jest prosta: „Może istnieć wiele linii przekazu A∴A∴, a ci którzy twierdzą inaczej są restrykcjonistami. O.T.O. powinno publikować w swych książkach adresy do różnych linii przekazu i przestać skupiać się na jednej.” Polemika z takim zdaniem znacznie wybiegłaby poza recenzję książki, a przedmiot zasługuje na osobny artykuł. Co rzuca się w oczy w świetle argumentacji Corneliusa, to doświadczone przez niego wręcz chłopięce poczucie krzywdy, pretensjonalność, małostkowość i niezwykle słaby, prowincjonalny styl. Przy okazji obnaża on swój kompleks niższości. Próbuje udowodnić, że do wydalenia z O.T.O. doszło w wyniku promowania przez niego koncepcji wielu linii przekazu A∴A∴, ale fundamentalnie rzecz biorąc doszło do tego, ponieważ Cornelius upublicznił niektóre sekrety O.T.O.. Jego odpowiedź na ten prosty i nie podlegający dyspucie fakt jest następująca: nikt mu nie powiedział, że nie może tego robić i że jedynie cytował już opublikowany w co najmniej dwóch książkach materiał. Twierdzi przy tym, że nie czuje, by złamał jakiekolwiek przysięgi milczenia, że istnieje różnica między przysięgą „magiczną” a „braterską”. Te argumenty są po prostu naiwne, by nie powiedzieć infantylne. Tu chodzi o zupełnie inne, jakże obce Corneliusowi kwestie dyskrecji, kurtuazji, lojalności i zwykłej przyzwoitości.

Z opisu przebiegu wydarzeń wydaje się, że procedura wydalenia głównego bohatera nie była zbyt transparentna, że zawiodła zwykła, międzyludzka komunikacja. Ale winę ponoszą obie strony, nie tylko oficerowie O.T.O. Z lektury książki uwidacznia się narastająca w autorze frustracja, buntowniczość dla zasady i niechęć do poważnego, szczerego dialogu.

Duża część książki to opis przebiegu dyskusji na forach internetowych oraz przydługie cytaty maili wysyłanych przez Corneliusa do kilku obserwatorów wydarzeń, po których następują konkluzje w stylu: „zgodził się ze mną”, „ponownie przyznał mi rację”. Mdłe to wszystko i po prostu nudne. Niemal na każdej stronie autor próbuje przekonać czytelników do swej racji i patetycznie konkluduje jakich krzywd on, żołnierz wolności doznał od tych “cholernych restrykcjonistów”.

Książka nie przeszła żadnej redakcji: mnóstwo tu powtórzeń, powielanych kilkukrotnie informacji, przydługich przypisów, brak też odnośników do istotnych materiałów źródłowych. Do życzenia wiele pozostawia również skład – ktokolwiek był zań odpowiedzialny, nie ma elementarnej wiedzy na temat zasad typografii.

Na koniec chciałbym podzielić się następującą refleksją. Cornelius nie szczędzi gorzkich słów pod adresem wielu ludzi. Potrafi używać epitetów, różnych protagonistów nazywa „czarnymi braćmi”, a w grubiańskim i pozbawionym głębi przekazie pobrzmiewają echa megalomanii Marcelo Motty. Czytające Memoirs… odnosiłem wrażenie, że projektuje on na innych swe własne cechy. Cornelius nieustanne krzyczy „Ja! Ja!”, zapominając że Mistrz Świątyni to NEMO.

 

Victor Sanchez, Nauki don Carlosa. Przewodnik po świecie Carlosa Castanedy, Limbus, 1997, stron 272.

W swoich licznych książkach Carlos Castaneda opisał nauki, które przekazał mu toltecki szaman, don Juan Matus. Po dzień dzisiejszy spekuluje się, czy don Juan był prawdziwą postacią, czy też wymysłem Castanedy. Dla mnie nie ma to większego znaczenia – liczy się treść książek, a ta jest fascynująca i oświecająca. Systemem Castanedy zainteresowałem się około 1990 roku, a książka Sancheza była moim wiernym towarzyszem do końca dwudziestego wieku. Nauki don Carlosa to nie tylko świetne wprowadzenie i podsumowanie pierwszych sześciu książek Castanedy, ale i podręcznik pozwalający na rozpoczęcie swej przygody z Nieznanym w obrębie biocentrycznego paradygmatu. Na uwagę zasługuje klarowny przekaz, obrazowy język i niezwykle trafne obserwacje autora, które dotyczą natury człowieka. W książce pobrzmiewają echa tradycji ezoterycznej, w której postuluje się, że większość ludzi żyje w pewnego rodzaju mentalnym zniewoleniu, że nie są panami swego losu. Sanchez pisze:

Ludzie sądzą przeważnie, że wydarzenia w ich życiu zdeterminowane są przez czynniki, na które oni sami nie mają wpływu – albo dlatego, że dzieją się poza nimi, albo dlatego, że podobno wynikają z charakteru, stanowią cechę właściwą danej osobie (jej ego). Stąd często słyszymy ludzi narzekających na pecha, jakby była to jakaś siła niezależna od nich samych. Uważają oni, że los się na nich zawziął i wszystko jest przeciwko nim. Albo jeśli uznają, że sami są źródłem problemów, wyrażają się tak, jakby nic nie mogli na to poradzić: „Taki już jestem”. „Mam słabą wolę”. „Czasem mnie ponosi”.

W rozumieniu don Juana, Castanedy i Sancheza, wyzwolenie z ograniczeń wiąże się z odnalezieniem źródła wewnętrznej mocy:

W tej innej rzeczywistości znikają ograniczenia, jakie nakłada na nasz sposób bycia, postępowania i odczuwania osobista przeszłość. Stwarza to nam szansę wymyślenia siebie na nowo, odkrycia swoich nieprzeczuwanych i tajemniczych aspektów, drzemiących w ukrytych zakamarkach naszej istoty. Odzyskawszy je, można te bogate wewnętrzne zasoby zaprząc do nowego stylu życia i działania w świecie codziennych spraw.

Tym razem po Nauki… sięgnąłem jako po tekst źródłowy do pisanego właśnie artykułu na temat pozyskiwania energii, pomocnej urzeczywistnieniu życiowej misji. Udało mi się znaleźć to, czego szukałem. Polecam.