Recenzje

Książki, które przeczytałem w lutym

28 lutego 2018

Poniżej prezentuję krótkie opisy książek, które przeczytałem w lutym 2018. Lista nie obejmuje kilkudziesięciu publikacji, które przeczytałem fragmentarycznie i podręczników, z którymi regularnie pracuję.

dsc07542

 

Aleister Crowley, Tao Te Ching, Weiser, York Beach 1995, stron 128.

Crowley wielokrotnie podróżował na Wschód, a w 1906 roku przebył nawet całe Chiny. Bezpośrednie doświadczenie uczyniło zeń jednego z pierwszych ludzi Zachodu, którzy mogli uchwycić sens orientalnej filozofii bez odnoszenia się do europocentrycznych i judeochrześcijańskich wzorców kulturowych. Tym sposobem posiadł on wszelkie przymioty, by dokonać przekładu słynnego klasyka autorstwa Lao Tsy. Chociaż Crowley nie znał języka chińskiego, sparafrazował i zinterpretował suchy i naukowy przekład Tao Te Cing, dokonany przez Jamesa Legge’a, w podobny sposób, w jaki Ezra Pound przełożył Dialogi konfucjańskie. I cóż za mistrzowski wyszedł klasyk! Prymat Crowleya w studiach nad taoizmem dostrzegł nawet słynny sinolog Hellmut Wilhelm.

Przyznam szczerze, że książkę tym razem przeczytałem dość mechanicznie, albowiem pracuję nad jej drugim, polskim wydaniem. Niemniej jednak co jakiś czas popadałem w zdumienie (by nie powiedzieć, osłupienie), kiedy natrafiałem na wersety tak trafnie odnoszące się do mojej życiowej sytuacji i wydarzeń wokół. Tao Te Cing to istne kompendium mądrości przydatnej do zarządzania swym wewnętrznym i zewnętrznym życiem. To książka, z którą nie powinno się rozstawać. Oszczędna forma, prostota przekazu, kontemplacyjny charakter tekstu i jego bezpośrednie odwołania do świata przyrody oraz zorganizowanego życia społecznego czynią Tao Te Cing dziełem niezwykle wyjątkowym w historii słowa spisanego. Dodatkową zaletą tej edycji są niezwykle trafne komentarze „tłumacza”, który zestawia myśl taoistyczną z kosmologią thelemy, misteriami O.T.O. oraz symboliką kabały, sprawiając, że słowa Lao Tsy stają się jeszcze bardziej przystępne dla studentów zachodniej tradycji ezoterycznej.

 

Francis King, Tantra for Westerners. A Practical Guide to the Way of Action, Destiny Book, Nowy Jork, 1986, stron 160.

Sięgnąłem po tę pozycję skuszony rozdziałem poświęconym korelacjom pomiędzy kabalistycznym Drzewem Życia i czakrami. Francis King skupia się na opisie podobieństw zachodzących między tantrą i zachodnimi praktykami medytacyjnymi oraz rytualnymi nauczanymi w Hermetycznym Zakonie Złotego Brzasku i systemie Crowleya. Należy dodać, tantrą re-definiowaną przez dziewiętnastowiecznych kolonialistów. Ta książka to jeden wielki miszmasz, w którym infantylne wnioski mieszają się z technicznym żargonem, niezrozumiałym dla przeciętnego czytelnika i niestety nieobjaśnianym przez autora. Styl jest godny kolorowych magazynów, a organizacja materiału – średniej jakości pracy magisterskiej. Mam wrażenie, że książka powstała na zlecenie dużego wydawnictwa w relatywnie krótkim okresie czasu ze względu na goniące autora terminy. Owszem, można tu znaleźć ciekawe odnośniki do instrukcji Złotego Brzasku i ich związków z tatwami, czy wspomnianą na wstępie pobieżną analizą porównawczą symboliki czakr i kabały, ale sądzę, że całość powinna zostać porządnie przeredagowana i podana w bardziej przemyślany sposób. Być może w latach osiemdziesiątych książka ta stanowiła bogate źródło informacji, ale towarzyszy jej charakterystyczny dla tego okresu nieznośny manieryzm pismaków zajmujących się okultyzmem. Czy Tantra for Westerners pomoże uchwycić sens tantry? Nie. Czy pomoże zrozumieć istotę nauk kabały, Złotego Brzasku i Crowleya? Nie. W obu przypadkach mamy do czynienia z uproszczeniami, by nie powiedzieć przeinaczeniami i nadinterpretacjami. Przeczytana, ale wymęczona to lektura. Odradzam.

 

Łukasz Orbitowski, Exodus, SQN, Kraków 2017, stron 444.

Wyobraźcie sobie człowieka, który wypłaca wszystkie oszczędności, likwiduje konta bankowe, niszczy dokumenty i telefon, zrywa ze starym światem i wyrusza w podróż w nieznane. Exodus to powieść doskonale osadzona w rzeczywistości. Miałem wrażenie, jakbym czytał reportaże. Realne to wszystko i dzięki temu naturalnie przekonywujące, bliskie. Fabuła jest świetnie skonstruowana: motyw z przeplatającymi się wątkami z dwóch miejsc i dwóch czasów nadał tym ponad 400 stronom stosownej dynamiki. Po przygodach głównego bohatera pozostaje wspomnienie bólu i niewiadoma, co przyniesie jutro. Ale ten niepokój jest potrzebny – tworzy wewnętrzną ranę, która albo zacznie ropieć i przemieni się w depresję, albo zagoi się, wzbogacając życie o ważne refleksje i doświadczenie catharsis.

 

David Gordon White, The Alchemical Body. Siddha Tradition in Medieval India, Munshiram Manohartal Publishers, New Delhi 2004, stron 596.

W około piątym wieku hinduscy mistycy zaczęli opracowywać innowacyjne techniki, dzięki którym mieli osiągnąć nieśmiertelność. Określali się mianem siddhów, mimo że był to termin wcześniej zarezerwowany dla czczonych przez hindusów i buddystów półbogów zamieszkujących szczyty gór. W ciągu następnych kilku stuleci wyłoniły się trzy szkoły siddhów oferujących specyficzne metody nauczania. Była to szkoła kaula, której wyznawcy szukali cielesnej nieśmiertelności poprzez praktyki erotyczno-mistyczne; szkoła rasa, czyli średniowieczni alchemicy, którzy poszukiwali nieśmiertelności poprzez spożycie mineralnych odpowiedników płynów seksualnych boga Śivy i jego małżonki; szkoła nath, której przedstawiciele skupili się na przeniesieniu praktyk seksualnych i laboratoryjnych pozostałych dwóch szkół do wewnętrznej anatomii ciał subtelnych poprzez praktyki hatha jogi. White omawia je wszystkie, korzystając z dotąd nieopublikowanych alchemicznych tekstów i umieszczając je w szerszym kontekście kulturowym Indii.

The Alchemical Body to książka przeznaczona dla wszystkich studentów zainteresowanych autentyczną tantrą, oryginalną hatha jogą i alchemią seksualną. Nie sądzę, by pozycja ta przemówiła natomiast do miłośników new age: autor stosuje fenomenologiczną metodologię historii religii. Wymaga skupienia i znajomości naukowej terminologii. Niemniej jednaj White zabiera w zapierającą dech w piersiach podróż po meandrach historii „religii wyzwolenia”, praktyk siddhów i indyjskich legend. Przekonywująco łączy anatomię ciał subtelnych z miejscami geograficznymi i zachodzącymi w nich zjawiskami (na przykład, ujawnia niezwykłe korelacje pomiędzy powszechnie znanymi strumieniami energii, jak ida, pindala i suszumna z triadą świętych rzek i ich wylewami), opowiada o sekretnych świątyniach w ciele i w trudno dostępnych obszarach południowej Azji, o kosmicznej zabawie, jaką funduje sobie Esencja radująca się zstąpieniem w Egzystencję.

Jestem pod wielkim wrażeniem klarowności przekazu mimo przytłaczającej ilości wszelkiej maści przykładów, przypowieści, odniesień do tekstów źródłowych oraz szczegółowo przedstawionej homologii makro- mezo- i mikrokosmosu, nie wspominając o różnorakich koncepcjach ontologicznych. Sama bibliografia liczy ponad 30 stron, a przypisy ponad 130. Do The Alchemical Body (jak i innych książek White’a) będę wracał niejednokrotnie.