Geniusz to zdolność do widzenia dziesięciu rzeczy tam, gdzie przeciętny człowiek widzi jedną.
– Ezra Pound
Dla aspiranta nawet to, co podłe, nieistotne, niegodziwe i odrażające musi stać się głosem Najwyższego, muzyką i pięknem Neszamy [boskiej intuicji]. Dopiero wówczas, lecz nigdy wcześniej, twój Ruach [intelekt] może skonstruować za pomocą swej maszynerii ziemski, intelektualny obraz odkrytej prawdy.
– Aleister Crowley w liście do Friedy Harris z 17 grudnia 1940
I
O tym jak trucizny wszelakie przeobrazić w eliksir życia
Wszechświat to Zmiana. Każda Zmiana to skutek Aktu Miłości. Wszystkie Akty Miłości zawierają Czystą Radość. Umieraj codziennie.
– Mistrz Therion, Księga Thota
Nie wiem jak u ciebie, ale w moim przypadku pandemia poważnie wpłynęła na wiele aspektów życia. To po prostu fakt. Rząd dał nam ledwie kilka godzin, abyśmy mogli zwinąć restauracyjny biznes na okres wielu miesięcy, przychody w wydawnictwie spadły o ponad pięćdziesiąt procent, a ponadto musiałem odwołać kilka ważnych spotkań biznesowych umówionych na wiosnę i lato w kilku krajach Europy. Przyjrzawszy się bliżej temu, co dzieje się na świecie i w mojej sferze zawodowej, poważnej rewizji uległo mnóstwo planów.
Dla wielu ludzi świat stanął na głowie. Nie dla wszystkich, ale dla wielu. Stracili swych bliskich, stracili prace, stracili firmy, stracili marzenia. Zdaję sobie sprawę, że dla nich nowa rzeczywistość będzie bardzo trudna. Nie twierdzę, że mamy do czynienia z czymś straszniejszym od grypy, czy innej cholery, ale co wpływa na poważne zmiany to towarzyszące pandemii reakcje rządów i wynikły z nich wpływ na gospodarkę.
Tymczasem dla niektórych ludzi to chwilowe zatrzymanie świata okazało się przyczynkiem do wprowadzenia konstruktywnych zmian w postrzeganiu tego, co ich otacza.
Nie tak dawno temu miałem okazję obejrzeć krótki film, który wysnuwa następującą tezę: dzięki pojawieniu się pandemii możemy docenić bardziej istnienie otaczających nas rzeczy i sił, wejrzeć głębiej w nasze uczucia, a także zdać sobie sprawę z tego, że nic nie jest permanentne. Tak brzmi cały tekst filmu:
Dziękujemy [koronawirusie], że nami potrząsnąłeś i pokazałeś nam, że jesteśmy zależni od czegoś znacznie większego niż nam się wydaje. Dziękujemy, że możemy docenić luksus, w jakim żyliśmy, ogrom towarów, ale także zdrowie, wolność i uświadomienie nam, że braliśmy to wszystko za pewnik. Dziękujemy, że nas zatrzymałeś, byśmy mogli dostrzec, jak zagubieni byliśmy, nie mając czasu na najbardziej podstawowe czynności. Dziękujemy za możliwość odstawienia na bok wszystkich problemów, które wydawały się tak ważne i pokazałeś nam co jest naprawdę ważne. Dziękujemy, że zatrzymałeś transport. Ziemia dawała nam znaki, że to wszystko nie działa od dawna, ale nie słuchaliśmy. Dziękujemy za lęk. To jest globalna zaraza od wielu lat, ale niewielu chciało się z nią zmierzyć. Teraz musimy się z nią zmierzyć i nauczyć się traktować go z miłością i zacząć dzielić się z naszymi bliskimi. Dziękujemy za to przewartościowanie naszych żyć. Dziękujemy, bo nareszcie rozumiemy co to znaczy, że wszyscy jesteśmy połączeni. Dziękujemy za zjednoczenie nas wszystkich. Wiedzieliśmy, że świat musi się zmienić. Dziękujemy, że podważyłeś wszystko w naszych życiach i dałeś nam szansę na zbudowanie świata na nowo. Ten wirus jest częścią nas, jest między nami, w nas. Połączył nas wszystkich, czy to fizycznie, czy energetycznie. Wdzięczność wspiera nasz układ odpornościowy, ale także pozwala nam widzieć rzeczywistość z różnych perspektyw. I to od nas zależy, którą perspektywę wybierzemy, ale najlepiej mieć je wszystkie na uwadze. Bądźmy wdzięczni, bądźmy czujni. Nic już nie będzie wyglądać jak dawniej. Świat się zmienia. Teraz.
Ów film to taki nieco patetyczny apel zachęcający do wdzięczności, pokory, uważności i dystansu. Niektóre poruszane w nim kwestie są oczywiste, inne mniej. Wszystko zależy od tego jaki prowadzimy styl życia.
W czasie lockdownu wysłuchałem wielu wywiadów z różnymi artystami, którzy wysnuwali bardzo podobne tezy, jak te z filmu. Na przykład aktor Maciej Stuhr mówił o swej wdzięczności za to, co w trakcie pandemii przyniósł mu los – jako pracoholik nigdy nie miał czasu zatrzymać się, nabrać perspektywy i poświęcić czas najbliższym. Wyciągnął z tego tak dalekie wnioski, że po zakończeniu pandemii chce fundować sobie regularnie „kwarantanny” w celu stopniowego przewartościowywania niektórych spraw. Aluzja do magicznego odosobnienia jest tu nader oczywista.
Na próżno w tekście filmu szukać braku logiki i nieprawdziwości wypowiedzi. Od strony semiotycznej nie ma do czego się tu przyczepić i trudno o wieloznaczność. Tym niemniej łatwo możemy pokusić się o postawienie argumentów, które chciałbym zaproponować jako przyczynek do głębszych przemyśleń. Pobawmy się hermeneutyką i spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mamy tu do czynienia z „apokaliptycznym głupim gadaniem” albo
„truciem pozytywnym myśleniem”.
Słownik języka polskiego przymiotnik „apokaliptyczny” definiuje następująco:
- dotyczący Apokalipsy św. Jana (np. apokaliptyczna liczba 666);
- wieszczący zagładę, związany z przerażającymi wydarzeniami (np. apokaliptyczne wieści)
Punkt pierwszy od razu odpada. A co z punktem drugim? Czy treść filmu wieszczy zagładę? W powyższym tekście raczej o nią trudno, prawda? Gdyby mocno nagiąć sprawę, być może zdanie „Nic już nie będzie wyglądać jak dawniej” mogłoby przywoływać jakieś echa apokalipsy, ale tylko wtedy, gdy wyrwiemy je z kontekstu. To zdanie jest stwierdzeniem faktu dotyczącego życia wielu z nas. Sąsiad, który prowadzi pięć restauracji na północy kraju, w wyniku ich przymusowego zamknięcia ma w tej chwili już kilkaset tysięcy długu powstałego przez koszty utrzymania lokali i płace. Nic w jego życiu nie będzie już takie samo. Podobnie w życiu wielu milionów ludzi na całym świecie, którzy stracili pracę.
Zajmijmy się teraz „pozytywnym myśleniem”.
W moim przekonaniu nie ma w tym filmie pozytywnego myślenia sensu stricte. Spójrzmy na sam początek, kiedy narratorka mówi „braliśmy wszystko za pewnik” i na koniec, kiedy padają słowa „bądźmy czujni”. To jest klasyczny wake up call. To zachęta do tego, aby kwestionować mechaniczne status quo w myśl zasady, że wszystko podlega zmianie, nic nie jest trwałe.
Ów temat jest rozwijany: pojawia się lęk oraz globalne i psychologiczne wyzwania, z którymi „trzeba się zmierzyć”. Film nakłania do realizmu, ale na pewno nie do kierowania się „pozytywnym myśleniem”. W mojej definicji, pozytywnym myśleniem byłoby takie twierdzenie, jak „wszystko będzie dobrze”, albo „koronawirus na pewno zmieni twoje życie na lepsze”. A przecież ten film nie zamydla oczu takimi banialukami, a wręcz nakładania do stawiania czoła wyzwaniom, których w dzisiejszym świecie nie brakuje.
II
O sztuce skutecznego zmuszenia duchów do wykonania poleceń maga
Przemień wszystko w Wyobrażenie swej Woli, zmieniając każdą rzecz w prawdziwy obraz Doskonałości.
– Mistrz Therion, Księga Thota
Myśl, że film promuje pozytywne myślenie, wynika prawdopodobnie z narracji, w której został zrealizowany – słowa są patetyczne, a muzyka przejmująca. I żeby była jasność: niezbyt mi ta konwencja odpowiada.
Posiłkując się terminologią psychologii kognitywnej, kiedy wysnuwamy wnioski na podstawie swych reakcji na muzykę i głos narratora wypowiadającego pompatycznie słowa, posługujemy się tak zwanym myśleniem szybkim, skojarzeniowym. Niestety zbyt często osądzamy rzeczy na chybcika, nie dociera do nas komunikat językowy, nie uruchamiamy myślenia wolnego, refleksyjnego.
To niestety przekleństwo nałogowego korzystania z mediów społecznościowych. Na przykład, często lubimy post i zgadzamy się z jego treścią zanim (jeśli w ogóle) go przeczytamy, a to tylko dlatego, że napisał go ktoś, kogo lubimy. I na odwrót: ktoś, kogo nie lubimy „na pewno napisał głupoty” itd. Wielokrotnie powtarzana na wpół świadoma reakcja staje się nawykiem, z którym coraz trudniej walczyć, a niewyćwiczony umysł przemienia się w maszynę do wyciągania pochopnych wniosków.
Autorzy filmu nie winią wirusa za ludzkie występki, które rzekomo miały doprowadzić do pandemii, lecz jedynie zwracają uwagę, że dzięki temu, co się dzieje, możemy przyjrzeć się światu z nowej perspektywy. Los podsuwa nam pod nos kilka dodatkowych doświadczeń, na których zebranie w „normalnym” życiu nie mielibyśmy czasu. Jesteśmy bowiem pochłonięci codzienną gonitwą za tym, co często okazuje się zwykłą iluzją. To, że nie mamy wpływu na pewne rzeczy (aczkolwiek zastanawiająco dużo dotykających nas plag wynika z dwóch czysto ludzkich czynników: słabych warunków sanitarnych i kompulsywnej ingerencji w świat zwierząt) wcale nie oznacza, że nie możemy być bardziej refleksyjni w kontekście tego, co nam się przytrafia. Owa refleksyjność daje nam moc do komponowania świata, w którym pragniemy żyć.
Czy takie spojrzenie ma sens? W świetle psychologii kognitywnej autorzy filmu zastosowali metodę torowania, która ma doprowadzić do określonych zachowań ideomotorowych. Timothy Leary i Robert Anton Wilson nazwaliby to programowaniem, Peter J. Carroll zmianą paradygmatyczną, a Swami Satyananda Saraswati pielęgnacją intencji. To bardzo skuteczna metoda, stosowana od stuleci także i w takich dziedzinach jak joga i magia ceremonialna.
Wpływ torowania na ludzkie zachowanie potwierdziły słynne badania, w których jedna grupa studentów miała ułożyć zdanie z luźno porozrzucanych słów na kartkach papieru. Zdanie dotyczyło starości. Inna grupa układała zupełnie inne zdanie. Potem grupy miały przejść długim korytarzem do innej sali, by wykonać kolejne zadanie. Najważniejsze w tym badaniu nie było układanie zdań, ale… przejście z sali do sali. Okazało się, że studenci układający zdanie o starości szli wolniej i o wiele bardziej ociężale!
Innymi słowy, w filmie mamy do czynienia z torowaniem refleksyjnej postawy (na przykład, kultywowania wdzięczności za dane wydarzenie), dzięki której staniemy się bardziej skupieni na tym, co naprawdę ważne w naszym życiu i osiągniemy wewnętrzny spokój.
Czytanie „znaków” z rożnych wydarzeń to metoda nie tylko stosowana przez autorów tego filmu, czy szamanów, ale praktycznie przez nas wszystkich. Wyobraź sobie, że jedziesz pociągiem i siedząca naprzeciw ciebie para zaczyna się kłócić. Powietrze jest wręcz naładowane negatywną energią. Przyglądasz się współpasażerom i myślisz: „Dobrze, że w moim związku nie ma takich historii. Chociaż… Fakt, kilka dni temu podniosłem nieco głos na partnerkę. Nie chcę, żeby nasze życie wyglądało tak jak tej dwójki. Zmienię swoje zachowanie”. Jest ci przykro za to, co spotyka tych ludzi, ale czujesz także wdzięczność – wskazali ci coś, nad czym masz realną moc i możesz to zmienić. To jest dokładnie ta sama wdzięczność, której Budda nauczał w Katannu Sutrze. Wdzięczność – według Buddy – jest wyznacznikiem naszej integralności.
Torowanie może być pozytywne albo negatywne. Samo w sobie nie ma moralności. Historia dziejów ukazuje wiele bardziej destruktywnych w skutkach torowań niż myślenie w kategoriach wdzięczności. Mam tu na myśli wszystkie izmy, wszelkie systemy polityczne i religijne opierające się na błędnie interpretowanych zdarzeniach mających miejsce w naturze, sztuczne kody moralne. Nawet pojęcie wzrostu gospodarczego i oparcie eksploatacyjnej polityki na obłąkańczej idei ciągłego pomnażania PKB jest klasycznym torowaniem (ale tu warto dodać, że i jednym wielkim kitem, w którym szczęście uzależnione jest od stanu posiadania).
I nawet jeśli w treści filmu wykażemy brak związku przyczynowo skutkowego („przecież wirus nic nie POKAZAŁ!”), tak polegniemy na próbie obalenia związku korelacyjnego, który w psychologii często odgrywa ważniejszą rolę niż bezpośrednie relacje między przyczyną i skutkiem. W tym kontekście polecam lekturę Symboli przemiany Carla Gustava Junga.
Autorzy filmu całkiem zgrabnie wskazali na większość tych obszarów życia, w które wirus zdał się faktycznie uderzyć dość mocno. Byłoby cyniczne gdybyśmy nie wykorzystali tego czynnika i danego nam czasu jako potencjalnie transformującego katalizatora. Osobiście, jak już wspomniałem, mam mnóstwo przemyśleń dotyczących przyszłych strategii biznesowych, a pewne plany uległy kompletnemu przeobrażeniu. Zmiany wymusiła obecna sytuacja. I za to właśnie jestem wdzięczny.
Przyjrzyjmy się zagadnieniu holistycznie. Na przykład, gdyby nie ten film, nie mógłbym dzielić się z tobą niniejszymi przemyśleniami. Gdybanie, czy mógłbym dojść do pewnych konkluzji nie oglądając filmu jest jałowe. Wnioskowanie jest proste: jestem wdzięczny autorom filmu, bo zainspirowali mnie do napisania tego artykułu, tak samo jak oni są wdzięczni wirusowi za to, że może (ale nie musi) być on katalizatorem do wielorakich przemian.
I niestety tak już na tym świecie jest, że pozytywna zmiana pojawia się często w wyniku negatywnych wydarzeń. Nie gloryfikujemy negacji, lecz jedynie doceniamy jej sprawczą moc. Nasze święte księgi thelemy („Liber lxv” IV:56, „Liber vii” IV:5) nazywają to „Złem Początku”.
By bardziej zilustrować tę kwestię: niektórzy Hindusi wierzyli, że Hitler jest wcieleniem jednego z awatarów boga Wisznu o imieniu Kalkin. Jego nadejście miało zwiastować koniec obecnej kosmicznej ery zła (kalijugi), i rozpoczęcie nowego złotego wieku (satjajugi).
Mowa tu o tym, co w alchemii nazywa się fazą fermentatio. Polega ona na tym, że do pierwotnej materii dostaje się zaczyn (Sal Tartari). Na pierwszy rzut oka zaczyn wydaje się destruktywny, ale efekt finalny będzie zgoła odmienny od tego, co obserwowaliśmy na początku procesu. Oczywiście może tak być, ale nie musi. Osobiście staram się być bardzo ostrożny w ocenianiu zjawisk i wyciąganiu ostatecznych wniosków. W końcu jest „czynnik nieskończony & nieznany” (Liber Legis II:32) i niejednokrotnie przekonałem się, że cel na końcu drogi wyglądał zupełnie inaczej niż go sobie wyobrażałem.
III
O tym jak skutecznie ewokować duchy do trójkąta sztuki
Prawym Okiem twórz wszystko dla siebie, natomiast lewym akceptuj to, co zostanie stworzone w inny sposób.
– Mistrz Therion, Księga Thota
Z powyższych rozważań wyłania się bardzo praktyczna konkluzja. Otóż nie musimy wybierać pomiędzy myśleniem pozytywnym i apokaliptycznym. Ich antynomię przekracza myślenie plastyczne (magiczne), które polega na wykorzystaniu zaistniałych zjawisk jako katalizatora do wolicjonalnego przeobrażenia naszych relacji ze światem.
Fajnie, kiedy nasze wybory są konstruktywne i kiedy staramy się tak tworzyć życiową narrację, by była bogata. Czerpmy zatem inspirację, skąd tylko to możliwe, także i z takich filmów jak ten. Z biegiem lat dochodzi do mnie także to, jak istotną cnotą jest wdzięczność. Wydaje mi się, że w dzisiejszym cynicznym świecie cierpimy na jej niedobór. A wdzięczność jest jak witamina. Uzdrawia. Zauważyłem zasadę, że jej regularne dawkowanie przekłada się na poziom kreatywności. Wdzięczność staje się wręcz jej miarą.
Rzeczywistość jest plastyczna i wieloznaczna. Jest procesem. A ten sam w sobie zasługuje na najwyższy szacunek. Czasem doznajemy największego olśnienia, kiedy mamy do czynienia z pozornie najbardziej trywialnymi rzeczami. Potrafią – jak ów wirus – wytrącać nas z rutyny i szablonowego myślenia. Możemy temu procesowi pomóc poprzez zrozumienie, opanowanie i zastosowanie magicznych formuł.
W kultowej trylogii Illuminatus! Roberta Antona Wilsona i Robert Shei znajduje się dodatek zatytułowany „Taktyki magii”. Uważam, że każdy aspirant powinien uczynić zeń przedmiot wnikliwych studiów. Czytamy w nim:
Najważniejsza idea Księgi Świętej Magii Maga Abramelina sprowadza się do prostego zalecenia: „Inwokować ile wlezie”. […]
Przeciwieństwem i dopełnieniem „Inwokować ile wlezie” jest „Egzorcyzmować ile wlezie”. Mag, który pożąda objawienia się Pana, nie tylko inwokuje Pana werbalnie i wprost, stwarza panopodobne warunki w swojej świątyni, każdym gestem czy każdym elementem wystroju wnętrza wzmacnia asocjacje z Panem, używa przypisanych Panu barw i woni etc.; oprócz tego egzorcyzmuje resztę bogów słownie, a także usuwa poświęcone im elementy wystroju wnętrza, zapachy i kolory; przepędza ich na wszelkie możliwe sposoby. […]
Wszystko to jest, naturalnie, programowaniem własnego tripu poprzez manipulowanie właściwymi kombinacjami słów, dźwięków, obrazów oraz energii emocjonalnej (pradżni). […]
Wszelkie przypadki, gdy magia, operując na powyższych przesłankach, zadziałała, materialista przypisze iluzjom, omamom, halucynacjom, „koincydencjom”, nieporozumieniom, „szczęśliwemu trafowi”, wypadkom czy zwykłemu oszustwu. Zupełnie nieświadomie opowie się przy okazji, wbrew własnym przekonaniom, za termoplastycznością rzeczywistości, gdyż jego słowa są równoznaczne z przyznaniem, że wielu ludzi żyje w innej rzeczywistości niż ta, w której sam przebywa. […]
Przeciętny człowiek odbiera wrażenia zmysłowe tak, jak go nauczono – jest, innymi słowy, zaprogramowany przez swoje społeczeństwo. Mag jest autoprogramistą. Za pomocą inwokacji i ewokacji – pełniących takie same funkcje jak autowarunkowanie, autosugestia i hipnoza – on, czy też ona, na podobieństwo artysty komponuje rzeczywistość zmysłową z dowolnie wybranych elementów.
Innymi słowy, mag może interpretować zastaną (transakcyjną) rzeczywistość na wybrany przez siebie sposób. O rzeczywistości obiektywnej nie ma nawet sensu mówić – istnieje wiele próbujących ją objaśnić modeli, które zgadzają się jedynie w tym, że się ze sobą nie zgadzają.
Osoby, które czytały mój esej Życie oazy w świetle słońca („Neszer”, nr 21, marzec 2019) zauważą tu oczywiste analogie do wychwalanej przez Crowleya i fratra Achada metody afirmacyjnego programowania i praktyki uważności, której nauczyła ich Jeanne Robert Foster (soror Hilarion). Otóż kiedy kładła się spać, każdej nocy starała się zapomnieć o troskach i skupiała na pragnieniu, by obudzić się z poczuciem jedności ze słońcem i doświadczyć kolejnego dnia ze słonecznym nastawieniem. Ta metoda nie ma nic wspólnego z oszukiwaniem się, że wszystko jest cacy. Po prostu pomaga skoncentrować osobistą moc, aby lepiej radzić sobie z wszelkiej maści trudnościami. Crowley wspominał, że „życie w świetle słońca” to „droga Tao”. Możemy zatem śmiało przypuścić, że polega ona na rozpuszczaniu dualności i antynomii poprzez osiąganie jedni z każdym aspektem egzystencji.
Porównałem tę technikę do stosowanej w jodze praktyki osadzania w umyśle sankalpy, czyli intencji. Z jej pomocą możemy zmienić nasz styl życia i nawyki. Możemy również spełniać nasze ambicje, pozbyć się negatywnych bloków energetycznych i rozwiązać wewnętrzne konflikty.
Jedną z takich sankalp może być: „Będę wdzięczny za wszystko, co mnie spotyka”. Możemy także skorzystać ze słów przysięgi Mistrza Świątyni: „Będę interpretował każde zjawisko jako szczególne obcowanie Boga z moją duszą.” Każde zjawisko. Ta maksyma przywodzi na myśl słowa Williama Blake’a, że „wszystko, co żyje jest święte”. A wirus żyje. Jest w nas. Jest pomiędzy nami. Jest zaklęty w tych słowach. To od nas zależy jaką nadamy temu wszystkiemu wartość.
Maga odróżnia od człowieka religijnego to, że wprowadza kwalifikatory i kwantyfikatory mające na celu zweryfikować skuteczność jego działań w granicach tworzonego przez siebie świata. Nie bierze wszystkiego za pewnik, lecz wysnuwa tezy, które poddaje analizie poprzez eksperyment. Mag jest pragmatykiem.
Autorzy Illuminatusa powołują się również na argument wysnuwany przez Mahatmę Guru Śri Paramahansę Śiwajego w mistrzowskim traktacie Osiem wykładów o jodze:
Przyjrzyjmy się kawałkowi sera. Mówimy, że ma on pewne cechy: kształt, strukturę, kolor, masę, twardość, smak, zapach, konsystencję i tym podobne. Ale wnikliwa analiza wykazuje, że to wszystko jest złudzeniem. Gdzie znajdują się te cechy? Nie w serze, ponieważ różni obserwatorzy opisują go w różny sposób. […] Czym więc są te cechy, których wszyscy jesteśmy tak pewni? Nie byłoby ich bez naszych mózgów i nie istniałyby bez sera. Są wynikiem zjednoczenia, czyli jogi, obserwatora i obserwowanego.
Zataczając naszą argumentację: pandemia sama w sobie nie ma obiektywnej mocy sprawczej do tego, abyśmy wszyscy zmienili nasz stosunek do spraw tego świata, ale nasza subiektywna reakcja na pandemię już tak.
Crowley rozwija tę ideę w jedenastym rozdziale powieści Moonchild, kiedy pisze: „Msza jest magiczną ceremonią odprawianą, aby materialnej substancji nadać boską właściwość, ale nie ma różnicy pomiędzy poświęconym i niepoświęconym opłatkiem. Ogromna różnica pojawia się jednak w moralnej reakcji osoby, która przyjmuje komunię”.
Crowley kontynuuje:
Sceptyk, który nie może zaprzeczyć skutkom ceremonialnej konsekracji, zmuszony jest odnieść ich przyczynę do „wiary” i szydzi z tego, że wiara jest prawdziwym cudem. Kościół oczywiście z radością mu przytakuje. Ale mag, utrzymując równowagę między dysputantami i kładąc nacisk na jedność natury, zapewnia, że wszelka siła pochodzi z jednego źródła. Wierzy w „cud”, ale utrzymuje, że jest to dokładnie taki sam cud jak gromadzenie ładunku elektrycznego w butelce lejdejskiej.
Wniosek z tego taki, że aby zbadać natężenie prądu w kondensatorze, należy zastosować wskaźniki elektryczne, ale aby zbadać natężenie mocy w hostii, należy zastosować wskaźniki rejestrujące nasz pogląd na ideę komunii. Nie możemy stosować niewłaściwej aparatury pomiaru w tych obszarach, które posługują się innymi miarami. W terminologii magicznej mowa tu o zasadzie nie mieszania planów.
Każdy z nas jako jednostka ma moc, aby nadawać rzeczywistości taką wartość jaką sobie życzy. Każdy z nas ma również iście boski przywilej do oblekania marzeń w ciało z pomocą metod, których efektywność zostanie potwierdzona przez bogactwo zgromadzonych doświadczeń i stopień naszej wrażliwości.
Kiedy dwoje ludzi odwiedzi galerię i stanie przed jednym obrazem, każdy z nich będzie widział go inaczej, na swój własny sposób. Jeden wzruszy ramionami i powie, że nie przedstawia nic ciekawego. Natomiast drugi na polikach poczuje łzy wdzięczności, bo właśnie doznał wglądu w Wieczność.
Niechaj pielgrzymi wędrujący do Miasta Piramid posłyszą głos Duszy pustyni: „Jest tylko jedna lekcja do nauki – pokój, i tylko jeden komentarz do lekcji – dziękczynienie”.