Moje życie jest aktem tworzenia. Jest pisaniem, kształtowaniem idei w słowa i obrazy, budowaniem mostów między ludźmi, przemienianiem nieożywionego w sakrament. Kreuję jako tłumacz, wydawca, pisarz, wykładowca, działacz społeczny i hierofant. Kreuję, odkąd poznałem thelemę. Odkąd świadomie zaakceptowałem i począłem kierować się jej założeniami oraz wartościami. Wstąpienie do O.T.O., i głębokie zaangażowanie w przekazywane w nim Misteria, zadziałało niczym kosmiczny katalizator.
Przyjęcie zasad thelemy to nie tylko intelektualne zrozumienie ich treści, ale także praktyczne wcielenie idei w codzienne działania, decyzje i postawy. W mojej opinii zrozumienie fundamentów thelemy powinno zacząć się od zapoznania się z kluczowymi założeniami ontologicznymi (czym jest rzeczywistość), epistemologicznymi (jak poznajemy rzeczywistość) i etycznymi (jak powinniśmy postępować – tak, tak, „powinniśmy”, albowiem prawo thelemy nie tylko obdarza nas przywilejami, ale i obowiązkami).
Praktykowanie rytuałów Crowleya bez uprzedniego ugruntowania w sobie założeń thelemy, może prowadzić do niekonsekwencji w myśleniu i działaniu, a w szerszym kontekście – do poczucia zagubienia, wewnętrznego chaosu i braku spójności. Jeśli thelema ma być przewodnikiem, powierzchowna znajomość jej pryncypiów sprawi, że straci ona swą funkcję i nie spełni swojego celu. Bez głębokiej akceptacji założeń thelemicznej filozofii nasz odbiór stanie się pasywny, a stosowanie jej zasad okaże się przeczyć jej duchowi. To właśnie dlatego „zwolennicy” thelemy przez wiele lat nie mogą dokonać przełomu i wyjść naprzeciw jej podstawowym celom, którymi są odkrycie Prawdziwej Woli oraz osiągnięcie Wiedzy i Konwersacji Świętego Anioła Stróża. Tu potrzeba wysiłku.
Thelema zmienia sposób patrzenia na świat. Prowadzi do przyjęcia nowych priorytetów oraz redefinicji takich pojęć jak szczęście, dobro, zło, cel życia i tworzenie.
Tworzenie jest esencją ludzkiego istnienia. Kiedy tworzymy, niezależnie od tego, czy jest to dzieło sztuki, nowy pomysł, czy prosta codzienna czynność, dajemy światu coś, czego wcześniej nie było. To wyraz naszej unikalności i mocy do przeobrażania świata. Każdy akt twórczy jest jak ziarno – może zakiełkować, zainspirować innych i przetrwać wieki.
Tworzenie daje nam cel, przypomina, że mamy zdolność do kształtowania rzeczywistości, w której zostawiamy po sobie trwały ślad, tym samym stając się nieśmiertelni. Bez tworzenia życie stałoby się jedynie odbiorem bodźców, przypominającym letarg, a przecież to, co wyróżnia człowieka, to zdolność kreowania nowych ścieżek i nowych światów. To olbrzymi potencjał.
Akt kreacji to moment, w którym to, co niewidzialne przyjmuje ciało. To moment, w którym wyobraźnia łączy się z rzeczywistością i rodzi to, co wcześniej istniało jedynie w przestrzeni potencjałów oraz możliwości. Akt kreacji nie jest jedynie tworzeniem, lecz także walką z własnymi ograniczeniami, z lękiem przed porażką, z ciszą, która zdaje się krzyczeć. To wyraz naszej odwagi.
Kreacja to boski odruch – to próba uchwycenia tego, co wieczne, za pomocą przemijających narzędzi. Twórca przekracza samego siebie, staje się kimś więcej, kimś Poza. Nie musi być doskonały w swojej sztuce i może popełniać błędy – istotny jest sam akt, podczas którego mówi „Oto ja i to, co we mnie najgłębsze”, wyrażając tym samym istotę swych poszukiwań i pytań.
Tworzenie to zdarzenie, w którym byt Hadita odziewa się w formę Nuit. W tym kontekście akt kreacji jest nieskończony, jak sam wszechświat. Thelema w swojej istocie jest filozofią kreacji. Nazywana jest religią solarno-falliczną. Słońce i fallus, choć pozornie należą do różnych porządków – kosmicznego i cielesnego – łączą się w archetypie stworzenia, płodności i źródła życia. To obrazy transcendencji, obecne w mitach, rytuałach i metaforach, które próbują uchwycić istotę dynamizmu życia i mocy twórczej.
Słońce to kosmiczny archetyp światła, energii, odnowy i świadomości. Jest źródłem życia, które nadaje kształt temu, co istnieje w mroku. Jego codzienny cykl narodzin, wznoszenia się i schyłku był od wieków interpretowany jako metafora cyklicznej odnowy świata – życia, śmierci i ponownych narodzin. Ale w Nowym Eonie słońce jest trwałe, nie umiera i nie odradza się. Identyfikacja z nim jest jednym z najważniejszych wtajemniczeń w thelemie. Nie tylko stajemy się wówczas centrum całego wszechświata, ale promieniujemy światłem na cały świat (ten blask posiadają wtajemniczeni w IX° O.T.O. – zob. Liber 194).
Fallus, w psychoanalizie, mitologii i filozofii, jest symbolem potencjału twórczego, energii generatywnej oraz mocy przekazywania życia. Jest symbolem transcendencji – narzędziem przejścia od bycia do stawania się, od jednostkowości do wieczności. Warto tu podkreślić, że w tym kontekście fallus nie jest organem biologicznym, ale symbolem mocy twórczej w każdym człowieku, niezależnie od płci.
Symboliczne połączenie słońca i fallusa pod postacią Lwa i Węża (zob. Msza Gnostycka) wyraża moc kreacji, albowiem reprezentują pierwotne źródło energii, która daje początek istnieniu. Oba przekraczają granice jednostkowego ciała czy kosmicznego miejsca – są siłami twórczymi w ruchu. Ten ruch, z perspektywy eonu Horusa, przyjmuje zupełnie nowe proporcje – teraz słońce nie porusza się w wokół ziemi, jak niegdyś wierzono, lecz okrąża centrum galaktyki w ruchu orbitalnym wokół jądra galaktycznego. Jego podróż przez galaktykę jest częścią wielkiego kosmicznego tańca materii i energii.
Lew-Wąż wyraża światło i życie: słońce jako światło oświetla świat, podczas gdy fallus „oświetla” potencjalność życia w wymiarze biologicznym i symbolicznym. W ten sposób obie figury są zasadami inicjacji, wyłaniania się nowego. Lew-Wąż wyraża nie tylko wolę do życia, ale i wolę do śmierci, rozumianej jako zatracenie się Hadita w miłosnym tańcu z Nuit.
Słońce, unosząc się nad horyzontem, i fallus, jako symboliczny znak wzniosłości, wyrażają ideę transcendencji – przekraczania granic materialności ku nieoznaczoności. To przekroczenie odbywa się poprzez akt kreacji, albowiem droga twórcy wiedzie poprzez życie i śmierć, a nawet poza nie.
Crowley pisał w „Nowym Komentarzu” do AL II:21:
Artysta ma pracować w taki sposób: Wpierw musi odkryć siebie. Następnie musi znaleźć odpowiednią formę do wyrażenia siebie. Następnie musi pokochać tę formę, adorować ją, zrozumieć i opanować do momentu, kiedy forma ta zacznie adaptować się do niego z pełną elastycznością […]
Następnie musi całkowicie oddać się tej formie. Musi doświadczać anihilacji siebie w każdym akcie miłości, pracując dzień i noc, żeby zatracić się w żądzy i tym samym nie zostawić nawet jednego atomu, który nie zostałby pochłonięty w piecu zapamiętałości […]. Musi zintegrować siebie z nieskończonym panteonem wyobrażeń.
Na podstawie powyższego cytatu wydaje się, że akt tworzenia wiąże się z oddaniem się panteonom archetypów, rozpuszczeniem indywidualnej jaźni w uniwersalnym oceanie wyobrażeń, snów i marzeń, spotkaniem świadomości i nieświadomości, a następnie z powrotem do tu i teraz, aby zintegrować doświadczenia w kompozycji dzieła. To akt magiczny. A jak czytamy w Ośmiu wykładach o jodze, mag „jest artystą w procesie stawania się”.
Nie może zatem dziwić, że Crowley wplótł tworzenie i magiję w narrację inicjacyjną O.T.O. Wystarczy zestawić poszczególne frazy cytatu z „Nowego Komentarza” z ogólnym zarysem stopni w triadzie Człowieka Ziemi. To naprawdę mocny stuff:
Od czego zacząć?
Odkrycie siebie i znalezienie formy do autoekspresji jest niczym innym, jak odkryciem Prawdziwej Woli. To magiczny proces oczyszczania i wypędzania, albowiem dokonuje się na podstawie eksperymentalnej selekcji – odrzucamy to, co nie pasuje do naszej natury i skupiamy się na tym, co stanowi jej wyrażenie.
Może okazać się, że odnalezienie tej formy będzie szokiem, że nie pasuje do naszych wyobrażeń o sobie, oczekiwań i marzeń. W takich sytuacjach świadomie lub nieświadomie będziemy walczyć ze sobą i oszukiwać się. Pojawi się wewnętrzne napięcie, ponieważ do tej pory traktowaliśmy Prawdziwą Wolę jak przywilej, jak wyimaginowaną wolność, a nie jak obowiązek i przeznaczenie. Poluzowanie napięcia wiąże się z akceptacją formy, zrozumieniem jej i pokochaniem. To tak naprawdę akceptacja siebie. To akt konsekracji, przypieczętowanie sakramentu małżeństwa pomiędzy podmiotem i przedmiotem, dzięki któremu wszystkie aspekty naszego życia zostają zorganizowane w taki sposób, aby pasowały do naszej natury.
Kolejnym etapem jest oddanie się formie. Wiąże się to z zachowaniem żelaznej samodyscypliny, determinacji i konsekwencji. Dyscyplina, kiedy stanie się czymś tak naturalnym, jak oddychanie, doprowadzi nas do takiego miejsca, w którym akceptowanie tego, co nie pasuje do naszej natury, okaże się niemożliwe. Innymi słowy, przestaniemy rozpraszać się i dać się zwodzić pokusom niższego rzędu. Osiągniemy jednopunktową koncentrację.
Pozostanie nam rzecz – być może – najtrudniejsza. Jak zatracić się w tym, co tworzymy? Po wstępnym zauroczeniu pojawi się znużenie, wypalenie, a czasem autentyczna niechęć do tego, co robimy. Wyjściem z tej sytuacji jest uświadomienie sobie celu aktu kreacji. „Anihilacja w każdym akcie miłości” będzie możliwa, kiedy zdamy sobie sprawę, że nie tworzymy tylko dla siebie, ale i dla innych. Że akt kreacji posiada kosmiczną doniosłość, która wpływa na całą galaktykę gwiazd. Że nie tylko stajemy się, ale również przynależymy. Wówczas staniemy się uczestnikami Mszy Kosmosu. Staniemy się jej Cudem.
(c) Krzysztof Azarewicz